Spotkanie (ESMO 21st World Congress on Gastrointestinal Cancer GI) trwało w Barcelonie od 3 do 6 lipca.
Jak przypomniał na konferencji prasowej zorganizowanej podczas kongresu prof. Eric van Cutsem z Uniwersytetu w Leuven w Belgii, na świecie na raka jelita grubego cierpi ok. 1,4 mln ludzi, co oznacza, że nowotwór ten stanowi obecnie od 10 do 15 proc. wszystkich przypadków zachorowań na nowotwory złośliwe. W Europie liczba nowych zachorowań na tego raka rocznie jest szacowana na ponad 312 tys., a liczba zgonów na ponad 157 tys.
W Polsce jest to drugi – pod względem częstości zachorowań u obu płci – nowotwór złośliwy. Z danych Krajowego Rejestru Nowotworów wynika, że w 2015 r. zachorowało na niego ponad 18 tys. osób, a zmarło z jego powodu ok. 11 tys.
Prof. van Cutsem przytoczył wyniki badania CONCORD-3, które wskazują, że pod względem odsetka przeżyć pięcioletnich (wskaźnik skuteczności leczenia pacjentów chorych na nowotwory – PAP) Polska plasuje się na jednej z ostatnich pozycji w Unii Europejskiej. Za nami znalazły się jedynie Bułgaria, Rumunia, Słowacja i Chorwacja. W gronie krajów UE o najwyższym odsetku pacjentów, którzy żyją pięć lat po diagnozie (powyżej 60 proc.) znalazły się: Belgia, Finlandia, Szwecja, Niemcy i Włochy.
„Ze względu na te różnice konieczne jest określenie najbardziej skutecznych działań w zakresie badań przesiewowych, diagnostyki, leczenia i monitorowania jego efektów, a następnie wdrożenie ich w tych krajach, w których przeżycia pacjentów z rakiem jelita grubego są najniższe” – podkreślił onkolog. Dodał, że dzięki zwiększeniu przeżycia w krajach, w których obecnie jest ono najniższe można by rocznie zapobiec w Europie zgonom blisko 57 tys. osób. Jest to ważne również z tej przyczyny, że liczba zachorowań na raka jelita grubego będzie rosła.
Prof. van Cutsem zaprezentował również wstępne rezultaty badania przeprowadzonego przez Digestive Cancer Europe (organizację reprezentującą pacjentów) na temat niezaspokojonych potrzeb chorych na zaawansowanego raka jelita grubego z przerzutami. Objęto nim grupę 883 pacjentów z 15 krajów Europy, w tym z Polski.
Okazało się m.in., że w przypadku 65 proc. badanych pacjentów wybór terapii był dyskutowany przez wielodyscyplinarny zespół. To wciąż za mało, ponieważ z danych naukowych wynika, że omówienie diagnozy i ustalenie planu leczenia przez zespół wielu specjalistów sprzyja lepszym wynikom terapii, zaznaczył onkolog.
Wykazano też duże różnice między krajami pod względem odsetka pacjentów, którzy przyznali, że ich zdanie zostało uwzględnione w decyzji o wyborze terapii. Ponad 50 proc. polskich pacjentów oceniło, że mieli wpływ na decyzję o wyborze metody leczenia. Najwyższe odsetki takich odpowiedzi uzyskano w Belgii (84 proc.), na Cyprze (83 proc.) oraz na Węgrzech (67 proc.). W Wielkiej Brytanii aż 74 proc. pacjentów stwierdziło, że ich zdanie nie zostało uwzględnione w tej decyzji.
W rozmowie z PAP Iga Rawicka z Fundacji EuropaColon Polska, odpowiedzialnej za polską część badania, za niepokojące uznała to, że aż 25 proc. z grupy polskich pacjentów czekało ponad pół roku i więcej od momentu zaobserwowania objawów do pierwszej wizyty u lekarza. „Jednak zasadnicze różnice między naszymi pacjentami a pacjentami z innych krajów odnoszą się przede wszystkim do systemu, w którym się poruszamy – jedynie 4 proc. pacjentów było zaproszonych na badanie przesiewowe w kierunku raka jelita grubego, a ponad 20 proc. z nich negatywnie oceniło proces ustalania diagnozy” – tłumaczyła Rawicka.
Zaznaczyła, że to, co najbardziej różni polskich pacjentów z rakiem jelita grubego od pacjentów z innych krajów, to brak dostępu do kolejnych linii leczenia. W jej opinii jest to istotna przyczyna tego, że Polska ma jeden z najwyższych w UE wskaźników umieralności na ten nowotwór – ok 63 proc. Z międzynarodowych danych wynika bowiem, że dzięki wprowadzaniu kolejnych linii terapii czas przeżycia chorych na zaawansowanego raka jelita grubego wydłużył się z 12 miesięcy w 2000 r. do ok. 36 miesięcy obecnie. (PAP)
Z Barcelony Joanna Morga
Czytaj też:
3 nieprzyjemne badania, których celowo unikamy. Mogą uratować życie