Udar u młodego człowieka. To może się zdarzyć

Udar u młodego człowieka. To może się zdarzyć

Dodano: 
Pacjent w szpitalu, zdj. ilustracyjne
Pacjent w szpitalu, zdj. ilustracyjne Źródło: Shutterstock / napocska
Powszechnie udar kojarzy się z osobami starszymi. Ale około 5 proc. pacjentów, którzy z udarem trafiają do szpitali w Polsce, to młodzi i bardzo młodzi ludzie – nawet dwudziesto- i trzydziestolatkowie. Znany, a czasem budzący kontrowersje dziennikarz Michał Figurski udar przeżył krótko po 40-tce. Jak mówi – niewątpliwie przyczynił się do tego swoim trybem życia.

Figurski o cukrzycy dowiedział się, gdy miał 19 lat, jednak nie przyjął tego do wiadomości. Jak mówi, ignorował chorobę i przez 20 lat żył tak, jakby jej nie było. Taki sposób postępowania najczęściej prowadzi do rozwoju kolejnych powikłań. Przekonał się o tym także dziennikarz: doszło do nefropatii, a to spowodowało, że musiał podlegać dializom.

– Mój w dzień wyglądał tak: codziennie od 8:00 rano do 10:00 prowadziłem na żywo audycję w radio wstając po kilku godzinach dializ, które robiłem cyklerem w nocy. Po audycji w radiu biegłem załatwiać sprawy, bo prowadziłem wtedy jeszcze firmę producencką. Przez cały dzień funkcjonowałem na pełnych obrotach jako ojciec, kucharz, właściciel firmy i dziennikarz. Na 22.00 jechałem do telewizji, gdzie prowadziłem do 24.00 program na żywo. Wracałam do domu znowu dializa, rano nowa audycja i tak dalej – wspomina dziś dziennikarz.

Co to jest udar

To bezpośrednio zagrażający życiu lub zdrowiu stan, w którym dochodzi najczęściej albo do przerwania dostarczania krwi do części mózgu (udar niedokrwienny), albo następuje krwotok w mózgu (udar krwotoczny – nazywany potocznie wylewem).

Któregoś wieczora, gdy pojechał do pracy, pod stacją telewizyjną zepsuł mu się samochód. Zamówił pomoc drogową i bardzo długo czekał na nią w deszczu. Kiedy wrócił do studia, poczuł się źle: bolała go głowa, stawy i mięśnie. Był przekonany, że się przeziębił na deszczu. Poprowadził jeszcze audycję z udziałem kilku gości, wrócił do domu wziął leki na przeziębienie, podłączył się do dializ i położył się spać.

- Kiedy rano się obudziłem, powiedziałem do mojej partnerki: „Słuchaj, czyjaś ręka leży w łóżku. A ona na: „To twoja ręka”. Wtedy zrozumiałem, że dzieje się coś niedobrego. Nie czułem połowy ciała, postanowiłem pojechać do lekarza, oczywiście sam i samochodem. Jednak kiedy wstałem z łóżka przewróciłem się, zauważyłem też, że nie jestem w stanie normalnie mówić, lewa strona twarzy była kompletnie bez czucia, a kącik ust był opuszczony. Już wiedziałem, że to wylew, bo mój ojciec zmarł na zachłystowe zapalenie płuc, które było konsekwencją wylewu. Całe życie żyłem w strachu, że może mi się to przytrafić no i właśnie się stało- opowiada.

Młodzi udarowcy

U młodych do udaru może dojść na przykład wskutek rozwarstwienia tętnicy szyjnej, m.in. wskutek urazu (podczas jazdy na nartach, zbyt silnego wyginania szyi, uderzenia sztangą na siłowni). Na udar narażeni są też młodzi ludzie z cukrzycą, miażdżycą tętnic, nadciśnieniem, migotaniem przedsionków, zwłaszcza wtedy, gdy niefrasobliwie traktują swoje dolegliwości i nie przestrzegają zaleceń lekarskich. Kolejna grupa młodych narażonych na udar to kobiety w ciąży i około trzy miesiące po porodzie.

W tej grupie wiekowej często pierwszym sygnałem udaru jest bardzo silny ból głowy. Jeśli dodatkowo zaczynają drętwieć palce jednej ręki lub zaburzenia czucia po jednej stronie, najlepiej zadzwonić po pomoc.

Pięć lat ciągłej walki o sprawność

Michał Figurski trafił do szpitala na Banacha w Warszawie, gdzie przeszedł natychmiastową operację. Lekarz, który w trakcie zabiegu wyszedł do jego bliskich powiedział, że wylew był bardzo rozległy i pacjent może tego nie przeżyć. W trakcie operacji doszło do śmierci klinicznej, życie uratowała mu trepanacja czaszki. Kiedy się wybudził, wciąż miał lewostronny niedowład twarzy, ręki i nogi.

Natychmiast po zabiegu zajęli się nim rehabilitanci, jednak nie mieli prostego zadania.

– Byłem w ciężkiej depresji i nie chciałem żadnej rehabilitacji. Powtarzałem wciąż tylko, żeby zostawili mnie w spokoju, wszystko mnie bolało, nie miałem siły ani ochoty na nic. W dzieciństwie ojciec jak mantrę powtarzał mi: pamiętaj, nigdy się nikogo o nic nie proś. Możecie więc sobie wyobrazić, jaki dramat przeżywa człowiek, który żyje z takim mottem przewodnim, a potem sam nie może wyjść do toalety, który ma problemy samodzielnym wypróżnianiem do tego stopnia, że konieczna była pomoc pielęgniarek. To był dla mnie koszmarny szok i trauma – mówi Michał Figurski.

Na szczęście wykwalifikowany personel nie odpuścił i praktycznie zmusił go do działania. Sytuacja była utrudniona, bo pacjent był dializowany, więc przewiezienie go do jakiejkolwiek placówki rehabilitacyjnej wymagało dodatkowego sprzętu i wykwalifikowanego personelu do obsługi cyklera. Dopiero po dwóch miesiącach pobytu w szpitalu na Banacha udało się przetransportować chorego do ośrodka w Konstancinie, a potem do Instytutu Psychiatrii i Neurologii na Sobieskiego w Warszawie, gdzie jest pod opieką do dziś. Tam zaprzyjaźnił się z jednym z rehabilitantów, który postawił go na nogi dosłownie i w przenośni.

– Mam szczęście, że trafiam na dobrych ludzi, którzy chcą mi pomagać: lekarzy i rehabilitantów – to dzięki nim dzisiaj jestem tu, gdzie jestem. Poza tym jestem niepoprawnym optymistą. Dla mnie cały czas szklanka jest do połowy pełna, ciągle chcę więcej, jestem pracoholikiem i to na szczęście przekłada się to też na moją rehabilitację i podejście do choroby – uważa pacjent.

Przez rok był na wózku inwalidzkim, potem chodził o kulach, a następnie o lasce. Choć od udaru minęło pięć lat, dopiero miesiąc temu dziennikarz zaczął chodzić bez wspomagania.

– Twarz udało mi się wyrehabilitować szybciej, a to był dla mnie największy dramat, bo jestem dziennikarzem, pracowałem w telewizji i w radio, a to wymaga dobrej artykulacji. Z ręką walczę do dziś, rehabilituję się praktycznie codziennie, wymaga to pomocy ortezy. Bark mam sprawny, łokieć w ok. 40 proc., ale nadgarstek cały czas nie działa, nie jestem w stanie rozszerzyć palców lewej ręki. To jest dla mnie o tyle przykre, że mam trzy pasje, w których ręka jest niezbędna: jedną z nich była jazda na motocyklu, którym objechałem cały świat, druga to gra na gitarze – grałem w zespole z przyjaciółmi, a trzecie to wędkarstwo. Niestety wszystkie trzy wraz z niedowładem lewej ręki odpadły. Mam jednak nadzieję powrócić przynajmniej do jednej z nich – mówi.

W ramach rehabilitacji Michał Figurski zaczął trenować boks i choć to bardzo powolny proces, to pozwoliło mu to wzmocnić lewą stronę, wymusiło trzymanie równowagi. W efekcie udało się odrzucić laskę, a nawet zacząć chwytać drobne przedmioty i z powodzeniem je odkładać.

– Cieszę się, że zacząłem chodzić bez laski, bo wreszcie czuję, że odzyskałem swoje ręce. Gdy jedna jest bezwładna, a drugą masz zajętą laską, to tak, jakbyś nie miał żadnej – zwraca uwagę.

Niestety pandemia sprawiła, że Michał musiał zaprzestać treningów. Rok po udarze przeszedł operację przeszczepienia nerki i trzustki, co uwolniło go od dializ i konieczności brania insuliny. W zamian do końca życia będzie jednak musiał zażywać leki immunosupresyjne, które obniżają jego odporność. Żeby się nie narażać, teraz zdecydował się też na pracę zdalną – codzienne poranne audycje w radiu nadaje z własnego domu.

Przemiana i nieoczywiste skutki kalectwa

Michał Figurski twierdzi, że przeżycie udaru miało też swoje bardzo dobre strony.

– Nie jestem człowiekiem złamanym przez to, co mi się przytrafiło, wręcz przeciwnie: mam wrażenie, że mam znacznie więcej siły, determinacji i dojrzałości zarówno w życiu jak i w leczeniu. Moje kalectwo, z którym borykam się do dziś, jest dla mnie dużą lekcją pokory, ale postępy w leczeniu są potężną motywacją do dalszego działania. Ta choroba zmieniła mnie o 180 stopni. Dzisiaj jestem człowiekiem świadomym, serio traktuję kwestie zdrowotne, z hedonisty zamieniłem się w altruistę. Dwa lata temu założyłem fundację dla osób chorych na cukrzycę „Najsłodsi”, bo okazuje się, że jest mnóstwo ludzi, którzy nie mają dostępu do leczenia, nie otrzymują żadnej pomocy, którym brakuje determinacji i wsparcia. Chciałbym to zmienić – podkreśla.

Fundacja stała się partnerem społecznym zespołu do spraw cukrzycy w Sejmie.

- Wspólnie chcemy stworzenia skutecznego, ogólnopolskiego systemu do walki z otyłością, walczymy o wprowadzenie do szkół dietetyki jako osobnego przedmiotu, by od najmłodszych lat uczyć świadomego odżywiania i zdrowego stylu życia – tłumaczy.

Wiele osób uniknęłoby udaru, gdyby prowadziło zdrowy tryb życia, a ten powinien zacząć się w dzieciństwie.

Udar? Psycholog jest niezbędny

Dziennikarz zwraca też uwagę na inny istotny problem: braku pomocy psychologicznej chorym.

– Po udarze miałem jedną piętnastominutową rozmowę z psychologiem, a byłem w naprawdę ciężkiej depresji. Całe życie uważałem, że do psychologa chodzą ludzie psychicznie chorzy. Teraz radykalnie zmieniłem pogląd na ten temat, bo nic mi tak nie pomogło, jak dwuletnia terapia. Jako młody cukrzyk miałem włączony tryb samobójczy i tylko dzięki psychologom go wyłączyłem i zacząłem traktować siebie jako kogoś, kto wymaga troski i pomocy – opowiada.

Figurski przytacza historię młodej kobiety, która trafiła do szpitala w tym samym czasie, co on i miała dokładnie takie same następstwa udaru.

– Piękna, młoda kobieta, która pracowała w wojsku: naprawiała helikoptery i była królową świata. Po udarze straciła pracę i zamknęła się w swoich czterech ścianach. Nie mogła znieść tego, że nie ma władzy nad swoim ciałem. Mało mówi się o tym, że dla kobiet udar jest jeszcze większym wyzwaniem – mówi dziennikarz.

Jego zdaniem kultura, w której żyjemy, wciąż nakłada na kobiety niezdrowe wymagania i oczekiwania dotyczące ciała, a udar może zaburzyć wygląd. Kulturowe uwarunkowania to dla kobiet dodatkowe utrudnienie w i tak ciężkiej sytuacji.

– Ta dziewczyna wyszła z domu dopiero dwa miesiące temu, bo nikt z nią nie pracował; na nogi postawili ją dopiero fantastyczni fizjoterapeuci. Ale to ewidentny przypadek, w którym powrót do zdrowia przyspieszyłaby terapia psychologiczna. Podobnie zresztą jak i w innych chorobach – raka, trwałego urazu czy innych przewlekłych schorzeń. Jeżeli nie pomoże nam psycholog, nie będziemy chcieli się rehabilitować, przyjmować leków, nie zadbamy o swoje o nadciśnienie cukrzycę i niedowłady. Na pewnym etapie choroby nic nie pomaga bardziej niż dobry terapeuta – przekonuje Figurski.

Rodzina daje siłę

Figurski podkreśla też, że nie osiągnąłby sukcesu bez swoich bliskich.

- Dziś jestem już w innym miejscu, ale skutki udaru odczuwam do dziś. Przeszczep spowolnił moją rehabilitację, walczę z syndromem stopy cukrzycowej, ponieważ zacząłem inaczej stąpać i mam notoryczne odciski na stopie, których leczenie jest trudne i kosztowne, a nierefundowane. Miałem kłopoty ze spastycznością, w której bardzo pomogło mi leczenie toksyną botulinową. Ciągle chcę więcej i ciągle walczę o kolejne postępy, które na szczęście osiągam, ale nie udałoby mi się to, gdyby nie moja wspaniała małżonka, która jest dla mnie bezlitosna, kiedy się zaniedbuję. Mamy też siedmioletniego synka i 17- letnią córkę, którzy bardzo mi pomagają. Mój synek zapytany w przedszkolu, kim chciałby być w przyszłości, odpowiedział, że chce chodzić o lasce jak tata – to było coś, co dało mi wielkiego kopa i wiarę w siebie – mówi Michał Figurski.

Monika Wysocka, zdrowie.pap.pl

Czytaj też:
Powiększone węzły chłonne – przyczyny, objawy chorobowe i leczenie

Źródło: Serwis Zdrowie PAP