Nie zabierajcie narządów do nieba

Nie zabierajcie narządów do nieba

Dodano: 
Laparoskopowe pobranie fragmentu wątroby
Laparoskopowe pobranie fragmentu wątroby Źródło:WUM
Od 1966 r., kiedy dokonano pierwszego w Polsce udanego przeszczepu nerki, wykonano w kraju ok. 35 tys. przeszczepień. Polska transplantologia nie ma się czego wstydzić: leki, techniki operacyjne, a także jakość opieki nad biorcami i osiągane wyniki są takie jak w krajach zachodniej Europy. Tyle że pod względem liczby przeszczepień plasujemy się poniżej średniej europejskiej.

Dla osób oczekujących na przeszczepienie, u których występuje skrajna niewydolność narządu, transplantacja jest szansą na życie. W takim przypadku każdy dodatkowy przeszczepiony narząd to chory uratowany przed śmiercią – podkreślają transplantolodzy. Dla innych pacjentów przeszczepienie – na przykład tkanki oka, czyli rogówki – to szansa na lepszą jakość życia, np. polepszenie widzenia.

W kolejce po życie

Według danych Centrum Organizacyjno-Koordynacyjnego ds. Transplantacji Poltransplant w grudniu ubiegłego roku na przeszczepienie narządu oczekiwało w Polsce 1856 osób, na przeszczepienie tkanek oka – 3237. Jednocześnie w ubiegłym roku przeszczepiono 1503 narządy od zmarłych i żywych dawców (o 11 proc. więcej niż w pandemicznym roku 2021) oraz 1371 tkanek oka.

Znacznie większa liczba potencjalnych biorców niż dostępnych narządów oznacza długie oczekiwanie na przeszczepienie, liczone nie w dniach, ale w miesiącach. Ba, nawet w latach. Jak zauważyli kontrolerzy NIK, która wzięła pod lupę organizację i finansowanie przeszczepiania narządów (wyniki kontroli opublikowano w 2022 r.), w latach 2016-2021 (I półrocze) czas oczekiwania na przeszczep narządu sukcesywnie się wydłużał. W 2016 r. rekordziści na transplantację czekali ponad cztery lata (1599 dni), a w 2020 r. nawet 12 lat (4382 dni). Sytuację dodatkowo skomplikowała bowiem pandemia. Wówczas liczba pobrań i przeszczepień znacznie się zmniejszyła.

– Wynikało to przede wszystkim ze spadku liczby zgłaszanych dawców. W Polsce pobieramy narządy w większości od dawców z orzeczoną śmiercią mózgu, którzy są identyfikowani w oddziałach intensywnej terapii. Podczas pandemii te oddziały zajmowały się chorymi z niewydolnością oddechową w przebiegu zakażenie COVID i nie miały czasu na identyfikację potencjalnych dawców – tłumaczy Krzysztof Zając, koordynator wojewódzki Poltransplantu.

Czy teraz, po pandemii, sytuacja się poprawiła? Tak, polepszyła się, transplantologia wraca do stanu sprzed pandemii, mówią transplantolodzy. Liczba przeszczepień wzrosła, ale nie można powiedzieć, że radykalnie. Pod koniec ub. roku najwięcej osób oczekiwało na przeszczepienie nerki (ponad 1100), serca (381), wątroby (145) i płuca (138) (dane Poltransplantu).

Liczby te obrazują największą bolączkę polskiej transplantologii: zbyt małą liczbę narządów do przeszczepu.

Pokazuje to jeszcze jeden wskaźnik: liczba pobrań narządów na milion mieszkańców. W Polsce wynosi ok. 10, a w zbliżonej pod względem liczby ludności Hiszpanii – 40-50. – Tyle że w Hiszpanii o transplantologii cały czas się mówi, przemyca się dobre informacje, pokazuje się pozytywne human story, a u nas były takie momenty, że o transplantologii mówiło się źle. To spowodowało, że odbiór społeczny jest jaki jest – mówi Krzysztof Zając.

Ogólnoświatowa potrzeba

– Sposobów na zwiększenie liczby dostępnych narządów poszukuje cały świat. W każdym kraju, gdzie są aktywne programy przeszczepiania narządów, ich brakuje. Dotyczy to także Polski – mówi prof. dr hab. n. med. Roman Danielewicz, chirurg transplantolog, past prezes Polskiego Towarzystwa Transplantacyjnego. – Dlatego musimy czynić wysiłki, by jak najbardziej usprawnić system pozyskiwania narządów od dawców zmarłych, bo w Polsce ponad 90 proc. przeszczepianych narządów to narządy właśnie od dawców zmarłych.

Zdaniem prof. Danielewicza wymaga to zaangażowania nie tylko ośrodków transplantacyjnych, ale także – a może przede wszystkim – szpitali, które nie przeszczepiają same narządów, ale mają aktywne OIOM-y. Od zmarłych tam osób można pozyskiwać narządy do przeszczepu.

Jak się szacuje, mniej niż połowa spośród 400 polskich szpitali, w których istnieje możliwość rozpoznawania potencjalnych dawców, identyfikuje ich i zgłasza.

Problemem nie jest brak zgody rodziny (brak akceptacji dotyczy zaledwie dziesięciu-kilkunastu procent przypadków i wówczas lekarze taką opinię respektują). Prawo polskie przewiduje bowiem instytucję tzw. zgody domniemanej, co oznacza, że od osoby, która za życia nie zgłosiła sprzeciwu, można pobrać narządy do przeszczepienia. Zdaniem Krzysztofa Zająca problem leży raczej po stronie specjalistów anestezjologii i intensywnej terapii.

– Procedura orzekania śmierci mózgu w szpitalach akademickich odbywa się rutynowo i standardowo – mówi Krzysztof Zając. – Natomiast w małych szpitalach widać pewną niechęć do orzekania śmierci mózgu. Wiąże się to z tym, że to bardzo złożona i trudna, wielogodzinna procedura. Orzeczenie śmierci mózgu to seria badań w odstępie 12 i 24 godzin. Prowadzenie zamarłego dawcy wiąże się więc z dużym nakładem pracy i nie wszyscy się chcą w to angażować. Brzmi to brutalnie, ale niestety to tak wygląda – dodaje.

Być może pomogłoby „oswojenie” młodych lekarzy z procedurą – uważa Krzysztof Zając. Bo jeśli w ramach kursu specjalizacyjnego z anestezjologii lekarze uczestniczyliby w kilku takich orzeczeniach, nie mieliby wątpliwości, jak postępować ze zmarłym dawcą.

Narodowy program

Zwiększenie liczby personelu medycznego zaangażowanego w pobieranie i przeszczepianie komórek, tkanek i narządów jest zresztą jednym z celów szczegółowych Narodowego Programu Transplantacyjny na lata 2023-2032, przyjętego przez rząd w maju tego roku. Jego głównym celem jest jednak zwiększenie liczby pobieranych i przeszczepianych komórek, tkanek i narządów, co pozwoli przybliżyć się do wskaźników europejskich.

Poza tym program ma na celu m.in. wsparcie procesów leczenia przeszczepianiem komórek, tkanek lub narządów; poprawę i unowocześnienie szpitali i klinik przeszczepiających komórki, tkanki lub narządy oraz innych podmiotów, których działalność wpływa na liczbę dawców lub przeszczepień. A także zwiększenie społecznej świadomości na temat leczenia z wykorzystaniem przeszczepienia narządów, tkanek i komórek wraz z jednoczesnym uwzględnieniem akcji edukacyjnych w zakresie obowiązujących rozwiązań prawnych dotyczących dawstwa. – Każda kampania, która promuje transplantologię, która mówi o transplantologii, jest bardzo potrzebna. Bo transplantologia jest dziedziną medycyny, która nie działa bez pełnej akceptacji społecznej bez pełnej akceptacji rodzin zmarłych ani pełnej akceptacji personelu medycznego – tłumaczy Krzysztof Zając

Ważną rolę w programie odgrywają tzw. koordynatorzy transplantacyjni, czyli osoby, które spinają procedury przeszczepiania narządów. – W szpitalu koordynator jest kluczową osobą z punktu widzenia donacji narządów, pozyskiwania narządów do przeszczepienia – mówi prof. Danielewicz. – My, transplantolodzy, zupełnie sobie nie wyobrażamy naszego funkcjonowania bez koordynatorów.

Program przewiduje nie tylko rozwijanie sieci koordynatorów (co cały czas się dzieje), ale także podnoszenie ich wiedzy i kompetencji.

– Każdy rozwój sieci koordynatorów, czyli osób, które spinają procedury przeszczepiania narządów, zwiększy świadomość społeczną – dodaje Krzysztof Zając. – Jeździmy po szpitalach, szkołach uczelniach wyższych, spotykamy się z wojewodami, kuratorami oświaty. Staramy się na wielu szczeblach promować transplantologię.

Podaruj nerkę

Osobnym celem Narodowego Programu jest również zwiększenie liczby przeszczepień od dawców żyjących. Od nich w Polsce są pobierane tylko nerki i fragmenty wątroby.

– Jeśli chodzi o wątrobę, to w Polsce istnieje jedynie program pediatryczny, który sprawnie działa w Centrum Zdrowia Dziecka – mówi prof. Roman Danielewicz. – Natomiast większość ośrodków przeszczepiających nerki od żywych dawców robi to zbyt rzadko. Dzieje się tak z wielu różnych przyczyn.

W tym przypadku widać, jak wiele jest do nadrobienia. Odsetek przeszczepienia nerek od żywego dawcy wynosi w Polsce zaledwie kilka procent. W wielu krajach ten wskaźnik dotyczący przeszczepienia nerek od żywego dawcy, niekoniecznie spokrewnionego, sięga 30-40 proc., w Holandii nawet 50 proc. – co druga przeszczepiana nerka pochodzi od żywego dawcy. Jednocześnie badania naukowe dowodzą, że przeszczepienie nerki od dawcy żywego jest najlepszym sposobem leczenia nerkozastępczego. – Warto pamiętać, że według niektórych danych pięć lat po przeszczepieniu nerki żyje 70-80 proc. biorców. Te same 5 lat żyje zaledwie połowa osób, które są dializowane przez 5 lat – mówi prof. Danielewicz. – Z punktu widzenia biorcy korzyści zdrowotne: wydłużenie i komfort życia są nieporównywalne.

Przyczyny niskiej liczby przeszczepianych nerek od żywych dawców leżą nie tylko po stronie rodzin, wśród których pokutuje wiele obaw czy mitów związanych z donacją narządów za życia; są również po stronie systemu czy lekarzy.

Jak tłumaczy prof. Roman Danielewicz, w krajach, które mają bardzo aktywne programy przeszczepiania nerek od żywych dawców, np. w Holandii, jedna z pierwszych rozmów nt. leczenia tzw. nerkozastępczego dotyczy przeszczepienia nerki od żywego dawcy, w drugiej kolejności od dawcy żywego zmarłego, a dopiero w dalszej kolejności dializy. – U nas ten ciąg jest odwrócony – mówi prof. Danielewicz. I wyjaśnia: konieczne jest więc edukowanie nefrologów, żeby pacjent z poradni nefrologicznej nie był kierowany do stacji dializ, ale do poradni transplantacyjnej. Jeżeli nie będzie możliwości pobrania narządu od kogoś z najbliższego otoczenia, zostanie wpisany do na listę oczekujących. I jeśli trzeba, zacznie być dializowany.

Warte uwagi są również korzyści dla… systemu ochrony zdrowia. Przeszczepianie nerek płatnikowi po prostu się opłaca. – Mamy jeszcze niepublikowane dane, które zebrał prof. Jerzy Sieńko. Według nich koszt w pierwszym roku po przeszczepieniu – a jest to rok najdroższy, bo w grę wchodzi sama procedura, operacja i opieka nad pacjentem – wynosi ponad 40 tys. zł. I jest prawie dwukrotnie niższy niż roczny koszt dializ – mówi prof. Danielewicz. Mimo że podobne dane były w Polsce na świecie publikowane i są znane – wciąż nie udaje się płatnika przekonać w dwóch kwestiach. Żeby bardziej się zaangażował i mocniej egzekwował od tzw. świadczeniodawców– mam na myśli stacje dializ, nefrologów – by pacjenci byli zgłaszani do przeszczepienia. I z drugiej strony, żeby pomagał tym ośrodkom, które są aktywne w zgłaszaniu zmarłych dawców, pozyskiwaniu narządów do przeszczepienia. To powinno być absolutnie jednym z priorytetów NFZ – dodaje prof. Danielewicz.

Spektakularne zabiegi

Polska transplantologia często trafia na łamy gazet czy strony główne portali. Garść doniesień z ostatnich kilku miesięcy. Czerwiec: Lekarze z UCK w Gdańsku przeprowadzili dwa jednoczasowe przeszczepienia płuc i serca (ostatnią udaną taką operację wykonano w Polsce ponad 20 lat temu). Marzec: Pierwsze w Polsce laparoskopowe pobranie fragmentu wątroby od żywego dawcy (wykonali je lekarze z WUM). Marzec: Zabrze/Drugi na świecie przeszczep płuc u pacjenta z zespołem Mounier-Kuhna (rzadką chorobą genetyczną). Luty: Jedną wątrobę dwóm biorcom przeszczepili po raz pierwszy w Polsce specjaliści WUM. I wreszcie grudzień ub. roku: 22-letnia kobieta po przeszczepie płuc urodziła dziecko (trzy lata po przeszczepieniu płuc)

W jednej z klinik transplantacyjnych wisiał kiedyś plakat „Nie zabierajmy narządów do nieba. W niebie wiedzą, że są potrzebne tu, na ziemi”. Polscy transplantolodzy to potwierdzają.