„Nasze role były sposobami na to, by być blisko mamy czy taty. To nasza recepta na miłość. Świadomi jesteśmy najwyżej wierzchołka góry lodowej tych mechanizmów”. Dowiedz się, czym jest terapia systemowa w praktyce!
Artykuł sponsorowany

„Nasze role były sposobami na to, by być blisko mamy czy taty. To nasza recepta na miłość. Świadomi jesteśmy najwyżej wierzchołka góry lodowej tych mechanizmów”. Dowiedz się, czym jest terapia systemowa w praktyce!

Dodano: 
„Uwikłani w rodzinne schematy” Anna Paluszak, Jacek Rydlewski
„Uwikłani w rodzinne schematy” Anna Paluszak, Jacek Rydlewski Źródło: Wydawnictwo Sensus
Powielasz błędy swoich rodziców, choć obiecywałeś sobie, że nigdy taki nie będziesz? Wciąż wchodzisz w relacje z tymi samymi typami partnerów? Czujesz się winny, kiedy stawiasz granice? Dowiedz się, czym są ukryte lojalności rodzinne, które sabotują Twoje życie!

W szczerej rozmowie o terapii systemowej Anna Paluszak i Jacek Rydlewski, doświadczeni psychoterapeuci i autorzy książki „Uwikłani w rodzinne schematy. O tym, jak dzieciństwo wpływa na dorosłe życie” (wyd. Sensus) obnażają mechanizmy, które nieświadomie rządzą naszym życiem. – Pochodzimy od rodziców i choć nie chcemy, jesteśmy bardzo często do nich podobni. Musimy te podobieństwa poznawać i studiować, by uczyć się na ich błędach. Samo odrzucanie jest nieskuteczne, wręcz działa odwrotnie. Im bardziej staramy się nie być jak rodzice, tym większe prawdopodobieństwo, że powtórzymy ich błędy – nie ma wątpliwości Jacek Rydlewski.

Nie mają Państwo wątpliwości, że nie da się odciąć od przeszłości. Ale da się ją zrozumieć – i nie powielać. Proszę pokrótce opowiedzieć, czym jest terapia systemowa w praktyce.

Anna Paluszak: Terapia systemowa koncentruje się na relacjach i interakcjach między członkami rodziny, pary lub grupy. Perspektywa ta jest sposobem rozumienia problemu jednostki jako części problemu w systemie. Często ulegamy złudzeniu, że jesteśmy zupełnie niezależni i wszystkie nasze kłopoty są jakiegoś rodzaju zamieszaniem, które musimy uporządkować. Porządkowanie i uświadamianie sobie tego, co jest, pomaga zrozumieć rzeczywistość, jednak bardzo często nie prowadzi do zmiany. Na przykład, nawet jeśli wiemy, że powinniśmy się wyprowadzić od rodziców, możemy odwlekać tę decyzję z niejasnych powodów, a następnie obciążać się poczuciem winy za brak konsekwencji czy silnej woli. Kiedy patrzymy przez pryzmat perspektywy systemowej, wszystko staje się jasne. Wiemy, że jeśli nie wyprowadzamy się z domu, to znaczy, że są ważne, nieuświadomione powody tego stanu rzeczy. Możemy zapytać siebie, co będzie się działo w domu, kiedy zaczniemy mówić o swoim zamiarze i działać w tym kierunku. Czy jeśli jesteśmy w domu, to rodzice mają się lepiej? Czy gdy się oddalamy, to jest gorzej? Mają gorszy nastrój? Ktoś więcej choruje? Albo pije? Można założyć z dużym prawdopodobieństwem, że odgrywamy jakąś ważną rolę w rodzinie pierwotnej. Zmiana w systemie pozwala na realne odzyskiwanie jednostki.

Jacek Rydlewski: Terapia systemowa bierze pod uwagę kontekst, w jakim żyje i powstaje człowiek. Zwłaszcza kontekst rodzinny, którego nie da się po prostu wykreślić. W rodzinie każda osoba jest dynamicznie powiązana z wszystkimi jej członkami, niezależnie, czy to akceptujemy, czy nie. Nawet jeśli w sensie fizycznym rodziny już nie ma. Rodzina jest systemem, pewną całością, którą rządzą odrębne prawa, wyznaczające jej członkom określone funkcje, role, sposób myślenia, rozumienia otaczającego świata, budowania związków, przyszłości itd. Istnienie systemu jest priorytetem. Nikt systemem nie zarządza, rządzą nim prawa systemowe, na przykład system jest ważniejszy niż pojedyncza osoba. Wszystko to dzieje się głównie na poziomie nieświadomym. Terapia systemowa zajmuje się poznawaniem i uwzględnianiem tego we własnym życiu.

Przekonują Państwo, że warto wziąć 50 procent odpowiedzialności za rozpad relacji czy związku. Ta teoria może dziwić większość osób, zwłaszcza jeśli jeden z partnerów jest uzależniony od alkoholu czy używek, jest przemocowy lub narcystyczny. Dlaczego to kluczowy krok w kierunku zmiany systemu rodzinnego?

A.P.: Wzięcie połowy odpowiedzialności za stan związku jest niesamowicie potężnym narzędziem w procesie realnej zmiany i odzyskiwaniu poczucia sprawczości w życiu. Brzmi trochę banalnie, trochę denerwująco, ale w tym kroku jest ogromna moc. Jeśli ktoś tkwi w relacji z uzależnionym czy przemocowym człowiekiem, to ponosi odpowiedzialność za to, że w tym trwa. Jeśli ta osoba nie bierze odpowiedzialności, czuje się pokrzywdzona. W poczuciu wielkiej niesprawiedliwości czeka na cud. Nie zadaje sobie pytania, jak ona to robi, że sytuacja tak wygląda. Jaki jest w tym jej udział? Z takim myśleniem nawet po rozstaniu może wejść w podobnie toksyczną relację, bo w oczach tej osoby poprzedni związek to dzieło przypadku. Jeśli zaś bierze odpowiedzialność, to może skierować uwagę na siebie – i na to ma wpływ.

J.R.: Wynika to wprost z właściwości systemu – rodziny, w której żyjemy i w której każda osoba jest powiązana dynamicznie z całą resztą. Jeśli myślimy o parze, to ona taka właśnie jest. Tworzące ją osoby są wzajemnie powiązane. Dla uproszczenia i ilustracji wyobraźmy sobie parę w takich rolach: ona jest odpowiedzialną kobietą, która swoim sposobem bycia działa kojąco na mężczyznę mającego tendencję do bycia „łobuzem”. Razem tworzą niepowtarzalny tandem. On jest potrzebny jej, a ona jemu. Właściwie to ich połączyło: odnaleźli się i pokochali. Ten podsystem działa tak: im bardziej ona jest kojąca i opiekuńcza, tym bardziej chroni go przed „łobuzerskim” zachowaniem i tym większą on ma ochotę, aby być „łobuzem”. Im bardziej on jest „łobuzerski”, tym bardziej ona go chroni. I tak w kółko. Po jakimś czasie mogą na siebie narzekać: ona, że musi żyć z „łobuzem”, on, że nie jest „łobuzem”, tylko ona cały czas go kontroluje. Po jakimś czasie sytuacja się stabilizuje: ona jest niedobra i on nie taki. Jeśli się rozstaną, jest duże prawdopodobieństwo, że sytuacja się u obojga powtórzy, dlatego że ona w swojej nieświadomej „instrukcji obsługi” ma zapisane – wyniesione prawdopodobnie z jej rodziny pierwotnej: „Poznam mężczyznę, który szuka łagodnej, kojącej kobiety, tęskniącej za prawdziwą miłością”. On z kolei w swojej instrukcji ma napisane coś w rodzaju: „Poznam łagodną kobietę, która pozwoli mi kochać i wyzwolić najlepsze cechy mężczyzny”. Myślenie i działanie każdej z tych postaci, łącznie z poszukiwaniem partnera, ma potencjał powtórzenia podobnej relacji w przyszłości. Myślenie w kategoriach winy tylko po jednej stronie znacznie zwiększa prawdopodobieństwo rozwiązania w postaci wersji z ofiarą i sprawcą – nierzadko do końca życia, z niekończącymi się powtórkami. Wzięcie odpowiedzialności za co najmniej 50 procent całego nieszczęścia pomaga odzyskać wpływ na swoje życie, co znacznie zwiększa szansę powodzenia.

Sporą część książki poświęcają Państwo problemom wychowawczym. Jak dzieci „ratują” małżeństwa przed rozpadem? Czy faktycznie anoreksja lub uzależnienie to strategia dziecka, by rodzice się nie rozeszli?

A.P.: Nie zawsze dzieci mają taką misję do spełnienia. Mogą być też inne „funkcje”, do których pełnienia zostały nieświadomie wciągnięte przez rodziców. Te zadania biorą się z doświadczanych przez nich problemów. Na przykład może być tak, że nieświadomym zadaniem dziecka jest pilnowanie, aby mama nie była smutna, albo opiekowanie się mniej sprawnym rodzeństwem. Dziecko bierze na siebie rolę, za której spełnianie może być kochane. Jeśli widzi, że mama patrzy na nie częściej, gdy ono ją pociesza, i rozumie, że dzięki temu może być blisko niej, to z chęcią będzie grać tę rolę. Tak, jesteśmy przekonani, że wielkie problemy dzieci, jak depresja, anoreksja czy uzależnienia, są mocno związane z funkcjonowaniem systemu. Przyjęcie tej perspektywy jest jednocześnie jedyną drogą, na której możemy wyleczyć przyczyny, a nie objawy.

J.R.: Niestety, dzieci bardzo często są nieświadomie wciągane w takie role. Niezbyt zręczny w tym wypadku jest zwrot „strategia dziecka”. Dziecko nie ma pojęcia, że coś takiego robi ani nawet że w czymś takim uczestniczy. Rodzice zresztą też. To są procesy na ogół nieświadome. Myślenie w kategoriach strategii dzieci, czy nawet strategii rodziców, czyni ten sposób myślenia absurdalnym. Żadne dziecko nie stosuje strategii. Przypisywanie rodzicom – a także dzieciom – stosowania przemyślanych strategii czyniłoby z nich potwory. Dla mnie zresztą właśnie to jest w tym podejściu najbardziej niesamowite – że nikt tu nikomu nie chce nic złego robić, poza nielicznymi wyjątkami, a zachodzą bardzo niekorzystne procesy. Jeśli coś się kojarzy ze strategią, jest to wynik działania praw systemowych. Swoją drogą – właśnie w związku z powyższym – powinniśmy je w obowiązkowo poznawać.

Nieświadomie wciągamy dzieci w konflikty dorosłych. Czym są tzw. koalicje rodzinne?

A.P.: Dzieje się to wtedy, gdy będąc w konflikcie z partnerem, zaczynamy czuć, że lepiej, łatwiej czy przyjemniej jest spędzać czas z dzieckiem. Jeśli przebywanie z nim pomaga na przykład w unikaniu męża, to już mamy do czynienia z nieświadomą koalicją. Dziecko szybko przeczuwa, że mamie jest z nim łatwiej niż z tatą, i jej pomaga (oczywiście nieświadomie). Podobnie z koalicją taty z dzieckiem.

J.R.: Najprościej rzecz ujmując – o koalicji rodzinnej mówimy, jeśli w kontekście konfliktu rodziców jedno z nich pozwala na utworzenie silniejszej więzi z dzieckiem niż z partnerem. Dla dzieci to będzie rujnujące, niezależnie od tego, jak pięknie może wyglądać z zewnątrz. Dzieci przestają być jak dzieci, wchodzą w świat niepasujący do ich natury. Zaczynają istnieć w konflikcie. Wspierają bliższego rodzica, czyniąc sobie wroga z drugiego. Stają się stroną w konflikcie. Tracą bezpowrotnie całą dziecięcą niewinność i spontaniczność. „Stare maleńkie”: starzy ludzie w dziecięcych ciałach. Po resztę odsyłam do książki, w przeciwnym razie napiszemy tu ją na nowo.

Dlaczego powielamy błędy naszych rodziców – choć nigdy nie chcieliśmy być tacy jak oni? Co zrobić, by tego uniknąć?

A.P.: W rodzinie pochodzenia nauczyliśmy się rozumieć świat. Kim jest kobieta i mężczyzna, na czym polega miłość i bycie w rodzinie. Nauczyliśmy się wchodzić w relacje. Tam stało się jasne, co musimy zrobić, by zasłużyć na miłość i uznanie. Czy mamy wspierać i rozumieć? A może podziwiać? Może się wycofać i pozostać niezauważeni? Może mamy być blisko i być podobni do rodziców? Może zachwycać ich swoimi osiągnięciami? Ten wyuczony, nieświadomy przepis na miłość wnosimy w dorosłe życie i szukamy kogoś, z kim możemy go realizować. Wiążemy się więc z osobami ze znanej nam bajki.

J.R.: Pochodzimy od rodziców i choć nie chcemy, jesteśmy bardzo często do nich podobni. Musimy te podobieństwa poznawać i studiować, by uczyć się na ich błędach. Samo odrzucanie jest nieskuteczne, wręcz działa odwrotnie. Im bardziej staramy się nie być jak rodzice, tym większe prawdopodobieństwo, że powtórzymy ich błędy.

Czym są lojalności międzypokoleniowe, które sabotują nasze życie?

A.P.: Jest to nieświadomy sposób na „bycie wiernym” swoim członkom rodziny poprzez towarzyszenie im w cierpieniu. Nie mogę być szczęśliwa, jeśli moja babcia nie była.

J.R.: Może łatwiej będzie sobie to wyobrazić na przykładzie: syn wspiera matkę w depresji, bo ojciec tego nie wytrzymał i zaczął pić. Życie syna może być zsynchronizowane ze zmianami nastrojów chorej matki. Współczucie każe dzielić w jakiś sposób jej krańcowo trudne emocje. Nie do wyobrażenia w takim wypadku jest okazywać radość i zadowolenie ze swojego życia osobie, która bardzo cierpi i być może stoi na granicy samobójstwa. Tę budującą się lojalność syna można określić zdaniem, które on wypowiada lub myśli: „Kochana mamo, obiecuję, że nie będę radosny i szczęśliwy tak długo, jak ty będziesz nieszczęśliwa. Nigdy cię nie opuszczę, jak tato. Najpierw ty!”. Taki rodzaj lojalności najprawdopodobniej zwiąże życie syna z losem matki dość mocno. W tym wypadku depresja, na którą ona cierpi, miała wiele wspólnego z jej osamotnieniem, które wyniosła z rodziny pierwotnej. Jakim dzieckiem trzeba by być, żeby zostawić matkę w takim stanie?

Kim jest czarna owca w rodzinie? Jak działa mechanizm kozła ofiarnego z perspektywy terapii systemowej?

A.P.: Czarna owca to może być osoba, która zostaje oznaczona przez resztę rodziny jako winna całemu złu. Może być to też ktoś, kto bierze na siebie jakiś ciężar, nieświadomie wskazując na inną „wyklętą” z rodziny osobę, także na zasadzie nieświadomej lojalności i współczucia.

J.R.: Czarna owca lub osoba negatywnie oznaczona w systemie rodzinnym jest uważana i przeżywana przez resztę lub całość rodziny jako przyczyna większości kłopotów. Tę rolę mogą spełniać zarówno dzieci, jak i dorośli. Jej istnienie paradoksalnie chroni rodzinę przed rozpadem lub przyjęciem takiej wersji, która jest zdecydowanie za trudna do przyjęcia.

Czemu wciąż – chociaż jesteśmy dorośli – odgrywamy te same role, które znamy z dzieciństwa? „Ratownik”, „ofiara”, „ten ułożony”, „ta, która zawsze wpada w kłopoty” itd. Jak w końcu wyjść z tej roli?

A.P.: Odpowiedź jest taka sama, jak na pytanie, dlaczego powielamy rodzinne schematy, których nie chcemy. Nasze role były sposobami na to, by być blisko mamy czy taty. To nasza recepta na miłość. Świadomi jesteśmy najwyżej wierzchołka góry lodowej tych mechanizmów.

J.R.: Prawdopodobnie podobne role spełnialiśmy w rodzinie. Wynikają one z miejsca, jakie wyznaczył system rodziny pierwotnej. By tę sytuację zmienić, trzeba zbadać, jak to działa do dzisiaj – o czym zresztą była już mowa wcześniej.

Dlaczego czujemy się winni, gdy stawiamy granice? Jak się tego nauczyć, zwłaszcza jeśli nigdy tego nie robiliśmy albo nie były one respektowane?

A.P.: Stawiając granice, czujemy się tak, jak wtedy, gdy próbowaliśmy je wyznaczyć jako dzieci wobec rodziców. Należałoby zbadać ten wątek. Jak to pamiętam? Czy mogłem powiedzieć tacie, że nie chcę z nim czegoś robić? Jak mama reagowała na moje odsuwanie się, na mój sprzeciw?

J.R.: Powodów do czucia się winnym w tym wypadku jest bez liku. Zwykle kojarzy się to z egoizmem i brakiem empatii – niesłusznie. Przy czym nie wszyscy czują się winni, kiedy stawiają granice. Jeśli tego nigdy nie robiliśmy, zachęcam do otwarcia sobie takiej drogi. To ważna kompetencja społeczna, upraszczająca życie – sobie i innym. Niezwykle cenna umiejętność.

Źródło: Wydawnictwo Sensus