Wojna, która toczy się tak blisko, ma prawo nas przerażać. Pomaganie daje poczucie sprawczości, a to zmniejsza lęk. Lepiej jednak uważać, by nie nadużywać siebie – wtedy pomoc będzie skuteczna na krótko, a za chwilę sami będziemy potrzebowali pomocy - aż któregoś dnia zaczniemy się zastanawiać, czy w ogóle warto żyć w takim świecie – zwraca uwagę Iza Barton-Smoczyńska, psycholog-traumatolog z Centrum Terapii Dialog.
Zacznijmy od wyjaśnienia: co to jest lęk?
To reakcja na sytuację, która wywołuje bardzo silne emocje, to naturalna odpowiedź naszego organizmu na zagrożenie. Pojawia się, żebyśmy umieli lepiej przygotować się do działania, mogli „zorganizować” energię na to działanie. Lęk jest bardzo silnym pobudzeniem, który czujemy w całym ciele - to mocniejsze bicie serca, odczuwalne napięcie mięśniowe, przyspieszony oddech. To pobudzenie (mobilizacja) zmusza nas do tego, żebyśmy przeanalizowali rzeczywistość, dostrzegli zagrożenie i podjęli najlepsze dla nas działanie. Generalnie więc lęk - chociaż jest nieprzyjemnym doznaniem - ma nam służyć.
Niestety, kiedy jest zbyt duży, zbyt intensywny, może nie być adaptacyjny. Sytuacja jest nagła, tracimy kontrolę i nie potrafimy jej odzyskać, bo np. nie wiemy, w które źródła informacyjne mamy wierzyć albo informacje są sprzeczne lub zwyczajnie nie mieszczą nam się w głowie, nie akceptujemy ich, burzymy się przeciwko nim. A sytuacja wymaga od nas działania. Lęk ma nam w tym pomóc, ale gdy jest zbyt intensywny, zbyt nagły, zalewający działamy instynktownie, impulsywnie. Dochodzi do nadreaktywności układu limbicznego.
Wojna to sytuacja, w której powinniśmy się bać, to jest naturalna reakcja, ma wzbudzać niepokój i lęk, bo niesie ze sobą zagrożenie. Jednak powinniśmy też umieć coś z tym lękiem robić, korzystać z niego, wykorzystać go jako powód do działania. Kłopot polega na tym, że on czasem popycha nas do działań zastępczych.
Co wtedy?
W takiej sytuacji powinniśmy zrobić wszystko, by oswoić ten lęk, abyśmy mogli skupić się na dokonywaniu realnej oceny sytuacji i dostosowywaniu się do niej. To wymaga chwili zatrzymania się, refleksji, podjęcia decyzji: czy mam teraz dać komuś schronienie u siebie w domu? Mam tego od siebie wymagać mimo tego, że się boję? Czy może moje działanie powinno pójść w inną stronę, np. wesprzeć kogoś ciepłym posiłkiem albo wpłacić datek, który przysłuży się zmianie sytuacji uchodźców lub tych, którzy walczą o swój kraj?
Jeśli nie odpowiemy sobie na to pytanie świadomie, to nasze reakcje mogą być automatyczne, np. ze strachu przed tym, co może się zdarzyć, wykupimy całą mąkę, cukier, benzynę w poczuciu, że to zapewni nam bezpieczeństwo. Tymczasem wcale się nie zabezpieczymy, tylko zabierzemy innym to, co jest im potrzebne i wywołamy dodatkowy niepokój. Bardzo trudna jest realna ocena tego, czy to, co czuję, jest lękiem sygnałowym, czyli mówi mi, że coś może się wydarzyć, ale dotyczy przyszłości, czy jest to lęk przedmiotowy (automatyczny) oznaczający przekroczenie moich granic, gdy muszę działać automatycznie i bez zastanawiania się, zgodnie z zasadą: atakuj albo uciekaj. Muszę umieć rozróżnić co to za lęk, analizować rzeczywistość i definiować co jest do zrobienia.
Podsumowując: lęk w swoim pierwotnym znaczeniu ma być dla nas sygnałem, że być może to. co robiliśmy do tej pory, nie jest skuteczne i by przetrwać, musimy coś zmienić. To energia, która ma sprawić, że skorygujemy nasze działanie, choć nie da nam odpowiedzi, co konkretnie mamy zrobić.
Od lęku krótka droga do paniki. Kiedy o niej mówimy?
Panika to bardzo intensywny lęk napadowy, z silnymi objawami somatycznymi, którego charakterystyczną cechą jest przekonanie, że zaraz stanie się coś bardzo złego, oszaleję albo umrę. Panika jako doznanie odłącza nas rzeczywistości, skupiamy się wtedy wyłącznie na sobie. Trwa najczęściej około 20 minut i często wiąże się z przekonaniem, że znaleźliśmy się w sytuacji totalnego zagrożenia życia.
Najczęściej kiedy mówimy, że ludzie panikują, mamy na myśli działanie pod wpływem lęku, który zawęża ocenę rzeczywistości, czyli np. irracjonalne skupianie się na zabezpieczeniu - tankowaniu paliwa, robieniu zapasów albo oglądaniu cały czas informacji, by nie uronić żadnej wiadomości o tym co się dzieje na wojnie - bo to daje mi poczucie kontroli.
Ale i to czasem nie wystarcza, żeby nie czuć lęku...
Lęk w takiej sytuacji oznacza, że kończy nam się kontrola, nasze działania okazały się niewystarczające, czyli musimy zrobić coś innego. Pytanie tylko, czy odzyskamy spokój i poczucie kontroli działając w ten sam sposób, np. rzucając się do pomagania mimo tego, że mamy na to zbyt mało siły, albo nie potrafimy tego robić. Dlatego tak ważny jest właściwy wybór. To nie zawsze musi być jechanie na granicę z kanapkami i gorącą herbatą dla uchodźców, może wystarczy budowanie stabilnej relacji ze swoimi dziećmi, które później w swojej szkole spotkają kolegę z Ukrainy i np. moje dziecko, zaopiekowane przeze mnie, któremu wytłumaczyłam, na czym polega wojna, jak radzić sobie z emocjami, będzie umiało rozmawiać z tym dzieckiem. A to spowoduje, że tamten odzyska poczucie bezpieczeństwa. W taki sposób też można pomóc.
Wiele osób zastanawia się czy to normalne, że w związku z tą sytuacją odczuwamy takie emocje – przecież to nie nasza wojna.
Polacy wiele doświadczyli w swojej historii. Jak tu się nie bać w takiej sytuacji? Nie wstydźmy się więc tego, że się boimy. Jeżeli nie będziemy odczuwać strachu, to znaczy, że się jakoś odrealniliśmy. Wojnę znamy z lekcji historii, z relacji naszych rodzin, ciągle żyjemy jeszcze z jej konsekwencjami, pamiętamy opowieści dziadków, którzy kogoś stracili. Wojny należy się bać, bo ona jest zagrożeniem. Ale nie należy ulegać temu lękowi, trzeba traktować go jako sygnał do tego, żeby się aktywizować, żeby sprawdzać swoje zasoby, umieć realnie ocenić sytuację. W związku z tym, co dzieje się na Ukrainie, mamy teraz sytuację zagrożenia wojną dla nas. Powinniśmy więc zastanowić się, co realnie możemy zrobić, a czego nie jesteśmy w stanie zmienić. I musimy to zaakceptować, nawet jeżeli nie ma na to naszej zgody.
Emocje związane z wybuchem wojny, z tym że giną ludzie, są naturalne, ale bezpośredniego wpływu na to nie mamy.
Mimo to bardzo chcemy coś zrobić. Jak nie zwariować od tych emocji?
Jeśli czujemy się bardzo zaangażowani, musimy pamiętać, żeby zadbać też o siebie. Np. oderwać się od portalu internetowego i wyjść na spacer. Bo inwestując w siebie, będziemy mogli lepiej pomagać w następnym kroku. Dbanie o siebie to nie tylko unikanie niebezpiecznych sytuacji czy kontrolowanie źródeł zagrożenia, ale także inwestowanie w swoje wewnętrzne i zewnętrzne zasoby, bo dzięki nim będziemy w stanie lepiej ocenić sytuację, w której jesteśmy i mogli reagować na to co jest realne, udzielać pomocy, która jest najbardziej potrzebna.
Co rozumieć przez zasoby?
Zasoby wewnętrzne, które ma każdy z nas, to umiejętność radzenia sobie ze stresem albo wiedza, którą możemy dawać innym, by oni sobie lepiej radzili. To różnego rodzaju kompetencje, umiejętności, zdolności które teraz mogą być przydatne.
Zasoby zewnętrzne natomiast to coś, co mogę przeznaczyć na pomaganie innym np. pieniądze, które przekazuję tym, którzy wiedzą, jak je zagospodarować, bo sam nie wiem, co komu jest najbardziej potrzebne. Zasobem zewnętrznym jest też zaoferowanie porady prawnej, albo medycznej, wiedza na jakiś temat, którą mam i mogę dobrze spożytkować. Czyli lęk mogę oswajać w taki sposób, że kontroluję informacje na temat wojny, ale też podejmując działania, które zmieniają sytuację, tych którzy czegoś potrzebują.
Niektórzy jednak boją się swoich emocji związanych z wojną i chcąc ich uniknąć, odcinają się od wszelkich informacji. Wydaje im się, że gdy to będzie poza nimi, nie będą się tym denerwować. Skąd tak różne reakcje?
Niepokój związany z wojną może mieć bardzo różne powody, nakładamy na niego swoje przeżycia. Sytuacja, w której się znaleźliśmy, otwiera naszą wewnętrzną kieszeń, do której chowamy różne swoje rany, doświadczenia, przeżycia, trudne rzeczy. Każdy z nas ma taką kieszeń. Taka nagła sytuacja, która zabiera nam uczucie kontroli powoduje, że z tej naszej kieszonki wylewają się różne rzeczy. Widząc uciekających, przerażonych, zrozpaczonych ludzi zaczynamy przypominać sobie różne swoje przeżycia, niekoniecznie jeden do jednego. Na przykład to, że jako dziecko uciekaliśmy z domu, nie przed wojną, ale przed przemocowym rodzicem. Albo przypomina nam się jakieś trudne doświadczenie, w którym też było dużo lęku i utraty kontroli. Wtedy reagujemy podwójnie: na to co się dzieje teraz, i na naszą historię z przeszłości.
To utrudnia nam codzienne funkcjonowanie, bo kiedy np. w takim momencie podchodzi do nas dziecko i pyta, czy u nas też będzie wojna, to boimy się tego pytania i związanych z nim swoich emocji. I nawet jeśli powiemy mu, że tak się nie stanie, to dziecko usłyszy: „Nie będzie wojny”, ale zobaczy nasz niepokój. Dlatego tak ważne jest, żebyśmy w sytuacji utraty lub ograniczenia kontroli zaczęli od nazwania swoich emocji, które mamy do wojny, zastanowili się co mi to robi.
To trudne biorąc pod uwagę, że jesteśmy tuż po pandemii, która też była dla nas wyzwaniem...
To prawda. Pandemia też sporo nas kosztowała, zabrała jutro, nauczyła pokory, kazała się zastanowić, czy nad wszystkim możemy zapanować. Poczuliśmy kruchość życia, nietrwałość szczęścia, a teraz od razu przychodzi następne wyzwanie. Dlatego musimy być szczególnie uważni w podejmowanych krokach, nie zmuszać się do robienia rzeczy, które są dla nas zbyt trudne, myśleć o tym, czy to co zrobię w czymś mi pomoże.
I znowu musimy odpowiadać na trudne pytania dzieci...
Niestety, musimy się z tym zmierzyć, nie możemy unikać takiej rozmowy. Ale żeby dobrze się nim zaopiekować musimy zrozumieć, co dokładnie ma na myśli, kiedy pyta nas, czy będzie wojna. Czy ono się boi tej wojny, tego co z nami się stanie, czy będziemy bezpieczni? Czy nie rozumie co się dzieje i potrzebuje po prostu wyjaśnienia tego, co to jest wojna i dlaczego ona jest. To ważne, aby mu to wytłumaczyć, bo będzie teraz miało do czynienia z dużą ilością zaskakujących informacji, wieloma przestraszonymi osobami i musi wiedzieć co ma z tym robić.
Warto też uświadomić sobie, że to dopiero początek, czeka nas zapewne jeszcze wiele przeżyć i emocji związanych z tą wojną...
To prawda. Jedną z podstawowych emocji w sytuacji kryzysu jest lęk i strach. Ale tuż obok nich jest złość i gniew, gdy czujemy przekroczenie naszych granic, niezgoda na to – to już widać po słowach albo działaniach, które ludzie podejmują.
Jest też pewien rodzaj smutku, depresyjność i melancholia, bo ta sytuacja konfrontuje nas z utratą - widać to w niepokojach dotyczących przyszłości, gdy ludzie mówią: co będzie, jak stracę najbliższych, gdy stracę dom, będę musiała emigrować. Już teraz projektują utratę, choć jeszcze jej nie ma i może wcale nie będzie.
Co wtedy? Jak rozmawiać z kimś, kto o tym mówi?
Zapytać, czego najbardziej się boi, czy to jest realne i w jakim stopniu? Czy przeżywał już kiedyś taki strach wcześniej i jak sobie z nim radził? Co możemy dla niego zrobić, czego potrzebuje?