Paulina Cywka, „Wprost”: Z jakimi problemami klienci najczęściej zgłaszają się do gabinetu?
Robert Kowalczyk (R.K)*.: Najczęstszym powodem wizyty w gabinecie jest utrata pożądania. Pary przychodzą, gdy to spełnienie w seksualnej sferze nie jest dla nich wystarczające. Nie spełnia ich oczekiwań.
Agata Stola (A.S.)** Natomiast te problemy z pożądaniem to przysłowiowy wierzchołek góry lodowej. Są najbardziej zauważalne, najbardziej doskwierają, ale kryje się za nimi znacznie więcej.
Czyli?
R.K: Pożądanie w relacji jest budowane przede wszystkim na dwóch obszarach – psychologicznym oraz somatycznym [związanym z ciałem, cielesnością – przyp. red]. Bardzo ważną rolę w jego budowaniu odgrywa też – i jest to najczęściej dyskutowana kwestia w terapii par – czynnik wynikający z relacji. To, że w którymś momencie pożądanie w relacji gaśnie może wynikać z różnych przyczyn. Jedna osoba może nie chcieć podejmować zachowań seksualnych, bo na przykład czuje się przez partnera bądź partnerkę osaczona, nie czuje się bezpiecznie albo jest zbyt często oddelegowywana do pewnych zadań. Może też na przykład nie mieć pewności, czy „druga strona” dochowuje jej wierności. To ważne zwłaszcza dla par, które ustalają, że w ich relacji panować będzie monogamia. Często też pojawiają się zaburzenia więzi, co powoduje, że te emocje budujące pożądanie z czasem ulatują.
A.S.: Często zdarza się, że bardzo trudno znaleźć równowagę między tymi trzema płaszczyznami budującymi relację – obszarami więzi, autonomii i poczucia bezpieczeństwa. Na jednej płaszczyźnie para może funkcjonować bardzo dobrze, a napotykać trudności w dwóch pozostałych.
Natomiast mam takie wrażenie, że w sumie rzadko przychodzi do nas para, która jest w stanie jednoznacznie określić, z czym tak naprawdę ma problem. Mówi, że ma problem z intymnością, z pożądaniem, a za chwilę okazuje się, że zaburzone są również inne aspekty relacji. Trzeba pamiętać, że seksualność nie jest oderwana od całego kontekstu bycia razem.
Od czego zazwyczaj zaczynają państwo pracę z klientami?
A.S.: Można powiedzieć, że takim stałym elementem w pracy terapeutycznej z parą jest komunikacja. Opowiedzenie o tym, co nam doskwiera wbrew pozorom nie jest proste. Bardzo często się zdarza, że klienci, którzy przychodzą do gabinetu zaczynają do nas mówić językiem zaczerpniętym z gazet i portali psychologicznych.
R.K.: Jest to taki psychologizujący język. Pary często używają skomplikowanych, zawiłych określeń. Mówią w filozoficzny sposób. Odnoszą swoją sytuację do bardzo szerokiego kontekstu.
A.S.: Wtedy najczęściej prosimy parę, żeby uprościła język. Podała jakiś przykład sytuacji z życia, w której pojawiają się problemy. I kiedy analizujemy już jakąś konkretną sytuację, to wtedy okazuje się, że największą trudność sprawia parze usłyszenie się i wzajemne zrozumienie.
Bo słuchać nie zawsze znaczy słyszeć?
R.K.: Tak. Chociaż warto wspomnieć tu o jeszcze jednej ważnej kwestii związanej z komunikacją. Spójności nadanego komunikatu z odbiorcą. Wyobraźmy sobie parę, która siedzi naprzeciwko siebie. Jedna osoba zaczyna formułować komunikat, mówić o tym, co sprawia jej trudność. Następnie druga osoba z pary musi tę usłyszaną wypowiedź sparafrazować. Właśnie wtedy bardzo często najlepiej widać kłopoty, jakie napotykamy ze zrozumieniem siebie nawzajem. Formalnie mówimy tym samym językiem. Obie strony go rozumieją, ale ta treść komunikatu nie jest rozpoznawana.
Dlaczego tak się dzieje?
Archiwalne wydania tygodnika Wprost dostępne są w specjalnej ofercie WPROST PREMIUM oraz we wszystkich e-kioskach i w aplikacjach mobilnych App Store i Google Play.