Przeciwnicy in vitro twierdzą, że zamrożone i niewykorzystane ludzkie embriony trafiają do laboratoriów, w których są poddawane eksperymentom. Niedawno Jarosław Gowin, wówczas jeszcze minister w rządzie Donalda Tuska, powiedział, że zarodki z polskich klinik wysyłano do Niemiec, gdzie – sugerował – mogły być wykorzystywane do hodowli komórek macierzystych lub produkcji kosmetyków.
Mit, że ludzkie zarodki są przerabiane na cenne składniki kremów odmładzających, pokutuje. Zdaniem specjalistów, na przykład dr Katarzyny Rogiewicz, zastępcy dyrektora ds. badań i rozwoju w Laboratorium Kosmetycznym Dr Irena Eris, to bzdura: – Według prawa Unii Europejskiej w kosmetykach nie można stosować żadnych składników pochodzących z tkanek ani organów ludzi – mówi. Teraz. Kiedyś, owszem, dostawcami poprawiających urodę hormonów, minerałów i witamin, kolagenu czy kwasu hialuronowego były ludzkie i zwierzęce łożyska, płyny owodniowy i pępowinowy, embriony w różnych fazach rozwoju. I działo się to nie w zamierzchłej przeszłości, ale w XXI w.