Zdaniem specjalisty, telemonitoring coraz częściej wykorzystywany w medycynie w czasie pandemii COVID-19, w przypadku pacjentów z aparatami kontrolującymi serce daje wiele korzyści. Pozwala zmniejszyć liczbę wizyt kontrolnych i konsultacji oraz hospitalizacji, a także obniża ryzyko zgonu. „To oszczędności, jak i większe bezpieczeństwo chorego, dlatego tego typu telemonitoring powinien być szerzej wykorzystywany w naszym kraju” – dodał podczas konferencji prasowej zorganizowanej online.
W Polsce już prawie 500 tys. osób żyje z kardiologicznymi urządzeniami implantowanymi, takimi jak stymulator serca, kardiowerter-defibrylator oraz stymulator resynchronizujący pracę serca. To aparaty ratujące życie i poprawiające jakość życia, wykorzystywane w zaburzeniach rytmu serca, chorobie niedokrwiennej serca oraz przewlekłej niewydolności serca. Od kilku lat co roku wszczepia się w naszym kraju ponad 40 tys. takich aparatów (około 43 tys. w 2015 r.).
Specjalista WUM wyjaśnił, że urządzenia te są implantowane w okolice mięśnia sercowego, do którego podłączane są elektrody kontrolujące, regulujące i w razie konieczności samoczynnie korygujące pracę serca. Tradycyjne stymulatory monitorują i poprawiają zbyt wolny rytm serca. Stymulatory resynchronizujące poprawiają nieprawidłową kurczliwość mięśnia serca, dzięki czemu lepiej się ono kurczy i zwiększa się jego siła wyrzutowa krwi.
Jak działa urządzenie?
Kardiowerter-defibrylator pełni jednocześnie rolę stymulatora, jak i defibrylatora, który uruchamia się natychmiast, gdy wykryje nieprawidłowy rytm serca, zagrażający nawet życiu, jak na przykład migotanie komór. W takiej sytuacji niezbędna jest defibrylacja polegająca na wysłaniu z aparatu impulsu elektrycznego przywracającego prawidłowy rytm serca.
Urządzenia te wymagają systematycznej kontroli, zwykle co 6-12 miesięcy. Potrzebna jest wizyta i sprawdzenie, jak ono funkcjonuje i jaki jest aktualny stan pacjenta. Coraz więcej aparatów, takich jak kardiowerter-defibrylator oraz stymulator synchronizujący, można już zdalnie kontrolować. Taką funkcję ma wiele z tych, które są wszczepiane, nie wymagają zatem wymiany lub zamiany wyposażenia. Wystarczy podłączyć je do zewnętrznego przekaźnika danych wyposażonego w kartę GSM.
„W Polsce u niektórych pacjentów są już wszczepione aparaty gotowe do łączenia się z nadajnikiem, kłopot polega na tym, że nie jest on refundowany, dlatego na ogół nie jest wciąż możliwe użycie telemonitoringu” – wyjaśniał prof. Marcin Grabowski z I Katedry i Kliniki Kardiologii Warszawskiego Uniwersytetu Medycznego, od wielu lat specjalizujący się we wszczepianiu tego rodzaju urządzeń. Z jego szacunków wynika, że zdalne monitorowanie wszczepianych aparatów kontrolujących pracę serca wykorzystuje się u nas jedynie u 5-6 tys. pacjentów, czyli u zaledwie 1 proc. tych chorych. Odbywa się to na koszt kliniki, która wszczepiła takie aparaty. „W naszym ośrodku mamy około 600 pacjentów objętych telemonitoringiem” – dodał.
A co z telemedycyną?
Telemonitoring wszczepialnych aparatów pozwala zmienić częstotliwość wizyt kontrolnych, np. odłożyć je, jeśli wszystko jest w porządku. Możliwa jest zdalna konsultacja, na przykład wtedy, gdy trzeba zwiększyć dawkę leku przeciwkrzepliwego, bo choremu może grozić powodowany zakrzepami udar mózgu. Wcześniej można też przewidzieć u chorego wystąpienie powikłań. Na przykład zaostrzenie niewydolności serca, gdy w coraz większej ilości gromadzi się płyn w płucach i konieczne jest zwiększenie dawki diuretyków, leków moczopędnych (stosowanych m.in. w nadciśnieniu tętniczym).
Zdaniem prof. Grabowskiego, powszechna jest zgoda wśród specjalistów i decydentów co do potrzeby wprowadzenia telemonitoringu implantowanych aparatów kardiologicznych. Powołał się na pozytywną opinię w tej sprawie, jaką w 2018 r. wydała Agencja Oceny Technologii Medycznych i Taryfikacji. Z kolei Narodowy Fundusz Zdrowia zwrócił uwagę, że tego typu telemonitoring może zmniejszyć liczbę niepotrzebnych wizyt w poradniach kardiologicznych.
Potwierdzają to badania i opinie międzynarodowych towarzystw kardiologicznych. Z badania o nazwie IN TIME wynika, że w okresie 12 miesięcy u pacjentów zdalnie monitorowanych rzadziej dochodzi do pogorszenia niewydolności serca. Ryzyko zgonu może się zmniejszyć nawet o 50 proc. (sugeruje to badanie ALTITUDE), a kosztowna hospitalizacja chorych zmniejsza się o 72 proc. (badanie ECOST).
Pozytywnie wypadły także cytowane przez prof. Grabowskiego polskie badania RESULT przeprowadzone w Śląskim Centrum Chorób Serca w Zabrzu. Wynika z nich, że pacjenci z monitorowanym zdalnie kardiowerterem-defibrylatorem lub stymulatorem resynchronizującym są mniej narażeni na zgon z różnych przyczyn i rzadziej wymagają pobytu w szpitalu z powodu schorzeń sercowo-naczyniowych.
Prof. Grabowski powiedział PAP, że pacjenci poza sytuacjami wyjątkowymi na ogół są zainteresowani objęciem wszczepionych im aparatów telemonitoringiem. „Wynika to z tego, że dzięki temu mają oni większe poczucie komfortu i bezpieczeństwa” – wyjaśnił.
Specjalista podkreślił, że telemonitoring nie oznacza, że zdalnie można przeprogramować aparat, np. po to, żeby poprawić jego działanie. Przyznał, że technicznie jest to już możliwe, ale na razie nie jest dopuszczane ze względów bezpieczeństwa. Po opanowaniu tych trudności rozwiązanie to być może będzie stosowane w przyszłości.
PAP – Nauka w Polsce, Zbigniew Wojtasiński
Czytaj też:
PKU: choroba rzadka i wymagająca, ale da się z nią żyć. Potrafiłbyś?