Rak nie musi oznaczać końca marzeń o dziecku. „Onkopłodność to element leczenia”

Rak nie musi oznaczać końca marzeń o dziecku. „Onkopłodność to element leczenia”

Dodano: 
Para trzymająca test ciążowy
Para trzymająca test ciążowy Źródło:Pexels / RODNAE Productions
Coraz głośniej, za sprawą między innymi Fundacji Rak’n’Roll, mówi się o „onkopłodności”, czyli zabezpieczeniu płodności przed rozpoczęciem leczenia onkologicznego. „Seks po dragach? Na szczęście możesz zajść w ciążę” – przekonują w rak’n’rollowym stylu przedstawiciele Fundacji w najnowszej kampanii.

– Wierzymy, że chora będzie zdrowa, będzie mogła założyć rodzinę, będzie mogła mieć dzieci, będzie uprawiała seks, będzie mogła wrócić do pracy. Rak ma być elementem przejściowym w życiu. I zabezpieczenie płodności to element leczenia, nie powinniśmy o nim zapominać – mówiła w podcaście „Rak’n’Talk” dr n. med. Joanna Kufel-Grabowska, onkolog kliniczna. Zaznaczyła, że onkopłodność to nie jest wymysł, czy fanaberia, a element leczenia. I że ona sama rozmawia na ten temat ze swoimi pacjentkami.

Choć niestety w tym zakresie potrzebna jest zmiana myślenia nawet u niektórych onkologów.

Jak podkreśla Marta Bednarek z Fundacji Rak’n’Roll, „nadal zdarzają się bardzo dobrzy lekarze, którzy mówią, że leczenie onkologiczne to nie jest czas na myślenie o dzieciach w przyszłości”.

Tymczasem, jak przekonuje, ci lekarze nie biorą pod uwagę tego, że dzięki ich pracy, ogromnemu rozwojowi medycyny, pacjenci zdrowieją, rak staje się jedynie epizodem w życiu, po którym chcą się realizować, także jako rodzice.

Po tym, jak minie pierwszy szok związany z diagnozą „rak”, często pojawia się pytanie o to, czy oznacza to koniec marzeń o dzieciach. – Informacja o tym, że „mogę być bezpłodna” jest ogromnym ciężarem. Często niektórym odbiera chęć do leczenia – zauważa Marta Bednarek.

Na szczęście i Fundacja, i współpracujący z nią eksperci zapewniają, że wcale nie musi tak być. A dr Kufel-Grabowska opowiada o dzieciach, które przyprowadzane są do gabinetu przez mamy, kiedyś jej pacjentki, jako najwspanialszy dowód na to, że „onkopłodność” ma sens.

O co chodzi z „onkopłodnością”?

W związku z tym, że coraz więcej młodych osób choruje na raka, a – jako społeczeństwo – coraz później decydujemy się na dzieci, jak zauważyła dr Joanna Kufel-Grabowska, profil jej pacjentki często bywa taki: Kobieta przed 40-stką, mąż, czy partner, decyzja o dziecku, wizyta u ginekologa, żeby zobaczyć, czy jest wszystko ok, a ginekolog mówi „ma pani raka”. – To jest problem, który zyskuje na znaczeniu – podkreśla specjalistka.

Właśnie dlatego dyskusja o „onkopłodności” jest dziś tak potrzebna.

– W Fundacji Rak’n’Roll. Wygraj Życie!, postanowiliśmy podjąć temat tzw. oncofertility. Na początek chcemy odkodować ten termin, używając bardziej przystępnego określenia: „ONKOPŁODNOŚĆ”. W ramach programu o tej samej nazwie tworzymy rzetelną bazę informacji dla pacjentów, podpowiemy gotowe rozwiązania, dzięki którym będą mogli w krótkim czasie zabezpieczyć swoją prokreacyjną przyszłość. Jako cel dalekosiężny postrzegamy silne wpisanie onkopłodności w proces zdrowienia z raka. Chcemy, by temat był w pełni otwarty, oczywisty zarówno dla lekarzy, jak i pacjentów i ich rodzin. Również, aby zaistniał w świadomości społecznej – deklarują przedstawiciele Fundacji.

„Onkopłodność”. Od czego zacząć?

O zabezpieczeniu płodności trzeba myśleć już na etapie diagnozy i planowania leczenia. Bo – jak w przypadku nowotworów bywa – liczy się czas. By stworzyć szansę posiadania dzieci już po zakończonym leczeniu, pacjentki i pacjenci (bo dotyczy to także mężczyzn) mają maksymalnie kilka tygodni.

Pacjenci powinni zostać poinformowani o dostępnych możliwościach zabezpieczania płodności. Bo opcji jest kilka.

Jak wyjaśnia Rak’n’Roll, „kluczową rolę w decyzji o zabezpieczeniu płodności ma rodzaj terapii onkologicznej, której poddany ma zostać pacjent”. Chodzi m.in. o rodzaj i planowane dawki leczenia oraz ewentualnej radioterapii. Zatem wszystko zaczyna się od zebrania przez lekarza wywiadu i zlecenia niezbędnych badań. A później, o ile nie ma przeciwskazań do zastosowania którejś z nich, pacjentki mają trzy możliwości do wyboru:

Zamrożenie komórek jajowych (oocytów), „przed którym potrzebne jest przeprowadzenie stymulacji hormonalnej dojrzewania pęcherzyków jajnikowych (takiej jak ta przed zapłodnieniem in vitro), co trwa ok. 3 tygodnie. Następnie pobiera się w znieczuleniu miejscowym pod kontrolą USG oocyty z jajnika. To metoda, stosowana przede wszystkim u pacjentek, które nie chcą poddawać mrożeniu zarodków lub nie posiadają partnera”.

Zamrożenie jajnika „polega na pobraniu tkanki jajnika podczas operacji laparoskopowej, zamrożeniu go, a następnie ponownym wszczepieniu do organizmu (do jamy brzusznej lub w okolicę ramienia) po zakończeniu terapii onkologicznej mogącej upośledzać zdolności rozrodcze. Przeszczepiony jajnik lub jego fragment powinien podjąć z powrotem funkcję hormonalną i rozrodczą”. Metoda ta – jak informuje Rak’n’Roll – polecana jest w przypadkach, kiedy nie można zwlekać z wdrożeniem terapii upośledzającej zdolności rozrodcze, planowana jest operacja z innych wskazań, podczas której można także pobrać jajnik do zamrożenia, oraz u pacjentek przed okresem dojrzewania, u których nie można przeprowadzić stymulacji hormonalnej jajników.

Szansą może okazać się też zamrożenie zarodków. „Metoda ta polega na wykonaniu zapłodnienia in vitro (poprzedzonej stymulacją hormonalną jajników), a następnie zamrożeniu zarodków w celu ich wykorzystania po zakończeniu leczenia”.

U mężczyzn możliwe jest zamrożenie nasienia, zamrożenie tkanki jądra, czy zamrożenie zarodków. Więcej informacji na temat „współczynnika uzyskiwania ciąż” w tych konkretnych przypadkach można znaleźć na specjalnej stronie Fundacji Rak’n’Roll.

Ile to kosztuje?

Wśród wyzwań stojących na drodze pacjentów onkologicznych, którzy chcieliby zadbać o swoją „onkopłodność”, jest konieczność zebrania funduszy na tę procedurę. Zabezpieczenie płodności w Polsce niestety nie jest refundowane, a cały proces może kosztować ok. 10 tysięcy zł. Na szczęście z pomocą przychodzi Fundacja Rak’n’Roll, która pomaga swoim podopiecznym w ich staraniach o ocalenie płodności. I tu znów – liczy się czas. Jako, że procedura musi zostać wdrożona jak najszybciej, by jak najszybciej móc wystartować po niej z leczeniem onkologicznym, nie ma zbyt wiele czasu na zbieranie środków.

Po szczęśliwym zakończeniu leczenia onkologicznego – pacjentka, która postanawia zajść w ciążę, a lekarze nie widzą ku temu przeciwwskazań, powinna skierować się do specjalisty medycyny rozrodu.

Pamiętać jednak trzeba, że „bezpieczeństwo onkologiczne” jest kluczowe, każdy przypadek omawiany jest indywidualnie i zawsze brane jest pod uwagę ryzyko wznowy.

Najważniejsze jest jednak to, że medycyna daje dziś szansę ozdrowieńcom i nawet po przejściu raka można myśleć o dziecku.

Źródło: Wprost