U Agaty raka piersi wykryto dzień przed 39. urodzinami. W swojej rodzinie nie miała przypadków choroby – to było ostatnie, czego się spodziewała. O diagnozie bała się powiedzieć małym jeszcze dzieciom. „Mamusia ma intruza w piersi. Trzeba usunąć, bo mamusia zachoruje bardziej” – wytłumaczyła.
Mastektomia była jedynym wyborem
Agata, cierpiąca na nowotwór horomonozależny HER2-ujemny nie wiedziała, że są inne opcje leczenia, niż chemia i usunięcie piersi. Lekarz zostawił jedynie wybór, czy zostawić sutka. Był też nieco urażony, gdy wyszło na jaw, że kobieta konsultowała się jeszcze z innym specjalistą. A przecież np. w Stanach takie rozwiązanie to norma i nikt nie boi się zasięgnąć drugiej opinii.
„Dziś mogę powiedzieć każdej kobiecie: Nie możesz mieć syndromu białego fartucha. Nie bój się tego, co pomyśli o tobie lekarz. To twoje życie. Walcz o siebie!” – wyznaje Agata.
„Ta droga nie jest łatwa”
Kobieta dla ratowania życia usunęła obie piersi. Chemię zniosła gorzej, niż mogła przypuszczać. Skończyło się na ok. 1,5- rocznym pobycie w domu. Bezsilność, wypadające włosy, strach. Często nie miała sił, by zrobić obiad dzieciom. Podczas chemioterapii bała się poznawać inne pacjentki, by się do nich zbytnio nie przywiązać. Jednak widok kobiet w gorszej sytuacji nieco dystansował ją od własnego bólu. Nadal miała wiele pytań: o powikłania, o rehabilitację, o dalsze kroki w terapii.
„W tej chorobie kobieta co chwilę staje przed jakimś wyborem, ale zwykle nawet nie wie, że go ma. Bo o tym nikt jej nie mówi” – gorzko przyznała kobieta.
Agata poddała się także rekonstrukcji piersi. Co tydzień musiała stawiać się do lekarza, by uzupełniać ekspander solą fizjologiczną. Dzięki temu skóra w tym miejscu rosła i możliwe było wszczepienie implantu. To bolesny proces, który wymagał ćwiczeń i dużo wytrwałości. Ale miał przywrócić jej kobiecą godność, którą rak nadszarpnął. Była w stanie znieść wszystko.
W pewnym momencie pierś zrobiła się fioletowa, a kobieta dostała 40-stopniowej gorączki. Nie wiedziała co robić, była zostawiona sama sobie. Okazało się, że trzeba usunąć ekspander. „Wyglądało to jak lej po bombie” – wspomina. Po trzeciej operacji dostała informację, że musi przejść radioterapię. Było to dla niej niezrozumiałe, ponieważ nie miała przerzutów. Dostała jednak informację, że takie są wytyczne dla kobiet w jej wieku.
Istnieje inne leczenie
Dziś swoją misję odnajduje w tym, by wspierać inne kobiety. Zaangażowała się w kampanię „Masz wybór” prowadzoną z ramienia fundacji Spa for Cancer, która była dla niej oparciem w czasie choroby. – My w tej chorobie potrzebujemy czuć, że inna kobieta przechodziła to samo. Nikt inny tego tak nie zrozumie – tłumaczy.
Fundacja w swojej nowej kampanii uczula wszystkie kobiety, że nawet w tak trudnej sytuacji mają wybór: lekarza, ścieżki terapeutycznej. Mogą konsultować swój przypadek z różnymi specjalistami, aby poczuć, że są w dobrych rękach. W przypadku nowotworu hromonozależnego HER2–ujemenego, na który choruje blisko połowa kobiet z rakiem piersi, chemioterapia nie jest jedyną drogą. Istnieje jeszcze skuteczne i dobrze tolerowane leczenie oparte na hormonoterapii w połączeniu z inhibitorami CDK4/6. Są to refundowane w Polsce leki, które zwiększają szansę na wydłużenie życia i łagodniejsze przejście leczenia. Czy wiedziałaś, że masz wybór?
Czytaj też:
Lekarze mówili, że to „tylko węzełek”. W jej piersi rozwijał się rakCzytaj też:
„Kiedy zachorowałam, miałam 31 lat”. Wyjątkowa historia walki Dagmary z rakiem piersi