Czym właściwie zajmuje się logopeda?
Logopedia wyrosła z językoznawstwa, zajmuje się zewnętrznymi realizacjami naszego myślenia czyli słowami i głoskami. Bada przyczyny zaburzeń mowy – zarówno te najczęściej dostrzegane, nazywane wadami wymowy, ale także zajmuje się szukaniem przyczyn zaburzeń komunikacji: braku rozwoju mowy. A gdy już te przyczyny zostają ustalone, terapia logopedyczna wprowadza zmiany, aby ułatwić ludziom posługiwanie się tym niezwykłym darem, jakim jest komunikacja werbalna.
Pierwsze sygnały tego, czy rozwój mówienia przebiegnie bez zakłóceń możemy już obserwować u niemowląt – w jaki sposób głużą (usłyszymy dźwięki tworzone tyłem języka – co związane jest z pozycją leżącą niemowlęcia). Potem kiedy się ono pionizuje i siada – dźwięki zaczynają pojawiać się z przodu toru głosowego, na wargach i przedniej części języka – stąd słowa „mama” i „tata”, jako pierwotne sylaby. Z tego protojęzyka i z prostych sylab i głosek u dzieci, które nie mają problemów z rozwojem języka tworzą się konstelacje słowne aż w końcu udaje się przenieść myśl poza umysł mówiącego i stworzyć komunikację z drugim człowiekiem.
Logopedia, jak każda nauka rozwija się i z czasem zaczęła łączyć się z medycyną. Zrozumieliśmy, że zaburzenia mowy mają głębsze korzenie. Dla mnie nieprawidłowości w mówieniu to nie wada, ale genialność ludzkiego ciała, które stara się działać mimo ograniczeń. Może w sposób niezrozumiały, może poza normą, ale ta kompensacja, zdolność człowieka do radzenia sobie, jest naszą siłą. Konieczność wyrażenia siebie jest ogromna – można to zaobserwować u małych dzieci, u których nie rozwija się mowa. Dość długo wystarcza metafizyczna komunikacja z mamą – proszę zauważyć, że to jest niezwykły układ: wystarczy, że dziecko poruszy się w określony sposób, a mama już wie, jaką ono ma potrzebę. Ale to wystarcza tylko na jakiś czas, przychodzi moment, w którym dziecko chce wyrazić siebie, swoją wolę i jeśli nie może tego zrobić pojawiają się zachowania agresywne i autoagresywne – rzuca się na podłogę, uderza głową o ścianę. Takie zachowania najczęściej kojarzymy ze spektrum autyzmu, ale nie zawsze tak jest. Okazuje się, że tak bardzo nie chcemy być niemi, że czasem do dziwnych zachowań „wystarcza” brak mówienia.
Jak to odróżnić?
Wiedza o procesach rozwoju mowy jest tu kluczem do sukcesu. Dobry terapeuta bez problemu rozróżnia zablokowanie mówienia od zaburzeń o głębszej etiologii. Mamy różne narzędzia do komunikacji – nie zawsze słowo jest niezbędna na początku. Za pomocą obrazków, piktogramów, migów, gestów interakcyjnych porozumiewamy się z tymi dziećmi. Kto z nas nie pamięta rodzinnych żartów, gdy dziecko na pytanie: jakie masz problemy łapie się za główkę i zawodzi. To wywołuje salwy śmiechu – i tworzy pierwsze komunikaty. Na początku bardzo ciężko pracuje się z takimi pacjentami – są pobudzeni, złoszczą się gdy sięgniemy nie po tę zabawkę, którą chcą. Z czasem, gdy zaczynają się komunikować, obserwujemy ich niezwykłą przemianę, widzimy jak wygaszają się agresywne zachowania.
To musi być niezwykłe…
O tak. To dla nas wielka nagroda, bardzo wzruszające chwile. Ale, żeby dojść do tego momentu, trzeba wejść głębiej w problem. Dla mnie celem nie jest wywołanie głoski, co jest kluczowe w tradycyjnym podejściu logopedycznym, ale zrozumienie tej blokady, dotarcie do punktu, w którym ta głoska nie powstaje. Dźwięk nie jest niczym innym niż wibracją, o procesie słyszenia mowy mówi się jako o „czuciu” dźwięku. To, że nasz mózg przerabia go na doświadczenie akustyczne jest wręcz magiczne. Proszę sobie wyobrazić jak to się dzieje: do ucha dostajemy wibracje, które przenoszone są na impuls elektryczny, to pobudza neurony, które czytają wibracje jako dźwięk. Niesamowite!
To dlatego słuch odgrywa tak ważną rolę w procesie mówienia.
Tu wszystko jest ze sobą sprzężone. Jama ustna jest sprawna, gdy buzia jest zamknięta, a oddychanie może odbywać się przez nos. Zdarza się, że proste uwagi rodziców: „zamknij buzię” niczemu nie służą, bo gdy nos jest niedrożny, nie można wówczas zamykać jamy ustnej – najważniejsze jest dotlenianie! Natomiast jeżeli zbyt długo trwają katary, alergie – przebudowuje się tor oddechowy. Taka sytuacja wywołuje wiele następstw: uchylona buzia zmienia pracę mięśni, układa język na dnie jamy ustnej, wpływa na nieprawidłowy rozwój łuków zębowych. Prawidłowo funkcjonujący układ nazywany pozycją spoczynkową wymaga sprawności od jednego z najważniejszych mięśni w ciele człowieka – języka. Wbrew prostemu rozumieniu wyrażenia „pozycja spoczynkowa” – język wcale nie leży sobie na dnie jamy ustnej, ale jak sprężynka unosi się ku podniebieniu i przykleja się do niego. Język to specyficzny twór, który mając podwyższone napięcie mięśniowe jest w relaksacji i to wcale nie znaczy, że jest napięty. Jego włókna odpoczywają, gdy są skrócone – dzięki temu pozostałe mięśnie układu są rozluźnione. Do zamknięcia jamy ustnej nie jest nam potrzebne napięcie żwaczy – taka sytuacja oznacza raczej proces chorobowy.