Prof. Bogdański: Leczmy chorobę otyłościową, nie oceniajmy chorych

Prof. Bogdański: Leczmy chorobę otyłościową, nie oceniajmy chorych

Dodano: 
Prof. dr hab. Paweł Bogdański
Prof. dr hab. Paweł Bogdański Źródło:Archiwum prywatne
Nikt nie pomyśli, pisząc komentarz w sieci, że może to się stać przyczyną tragedii. Niektórzy uważają, że krytyczna opinia, w stylu „Weź się za siebie” zmobilizuje. Jest wręcz przeciwnie. Leczmy, nie oceniajmy, szukajmy najlepszych rozwiązań, podpatrując świat. Stać nas jako Polaków na wypracowanie dobrych rozwiązań - mówi prof. Pawłeł Bogdański, prezes Polskiego Towarzystwa Leczenia Otyłości.

Katarzyna Pinkosz, Wprost: Pod auspicjami Polskiego Towarzystwa Leczenia Otyłości powstał niedawno słownik „Jak wspierająco mówić o chorobie otyłościowej?”. Dlaczego tak ważne było jego stworzenie?

Prof. Paweł Bogdański: Zauważamy powszechną stygmatyzację chorych na otyłość, m.in. przypisywanie im takich cech jak lenistwo, brak silnej woli, zaniedbanie. Całą „winę” za chorobę przesuwa się na nich. Osoba z chorobą otyłościową wielokrotnie słyszy słowa, które ranią, oceniają – od rodziny, znajomych, nieznajomych, w pracy. Jest oceniona: „Jesteś sobie winna, musisz sobie poradzić, weź się za siebie, zrób coś ze sobą, jak ty wyglądasz”. Żyje ze świadomością, że otyłość to jej wina, nie mając poczucia, że jest to groźna choroba, że może szukać diagnozy, pomocy, leczenia. Wielu moich pacjentów mówi, że byli bardzo zaskoczeni, gdy po latach usłyszeli, że jest to choroba o bardzo złożonych przyczynach, których do końca nie znamy. Przez wiele lat zmagają się bezsilnością, bezradnością, poczuciem winy i obniżonym poczuciem własnej wartości. Problem polega też na tym, że często również środowisko medyczne nie ma wystarczającej wiedzy na temat tej choroby, przebiegu, rokowania, leczenia. Choć muszę przyznać, że w ostatnim czasie są pozytywne zmiany.

Coraz więcej osób ma świadomość, że otyłość to choroba?

Tak, w ostatnim czasie pod tym względem posunęliśmy się o lata świetlne, choć nadal jeszcze wiele trzeba zmienić. W tym m.in. ma pomóc stworzony przez nas „Słownik”, gdyż kultura komunikacyjna jest podstawą zrozumienia i otwiera możliwość dyskusji o tej groźnej i podstępnej chorobie, która zagraża zdrowiu i życiu wielu osób w naszym kraju. Słownik wpisuje się w kampanię „Porozmawiajmy szczerze o otyłości”, ma przeciwdziałać powszechnemu ostracyzmowi społecznemu, który często objawia się m.in. używaniem języka, który piętnuje i ośmiesza. Ta werbalna stygmatyzacja jest obserwowana w wielu miejscach. Chcemy stworzyć kulturę komunikacji opartej na rozumieniu i faktach medycznych, dotrzeć z nimi zarówno do pacjentów, jak i do świata medycznego, mediów, osób odpowiedzianych za budowanie systemu opieki zdrowotnej oraz całego społeczeństwa. Cieszę się, że coraz częściej rozumieją nas pacjenci, lekarze, świat mediów, a także politycy, ponieważ w interesie nas wszystkich jest to, żeby zbudować kompleksowy system pomocy osobom chorującym na otyłość.

Musimy dbać o profilaktykę; o to, żeby dzieci były aktywne fizycznie, w odpowiedni sposób się odżywiały, jednak w przypadku choroby otyłościowej, gdy doszło już do wielu zaburzeń homeostazy energetycznej, konieczne jest też leczenie. Wielu moich pacjentów mówi, że od dziecka miało problem z nadmierną masą ciała. Pokazuje to, że przyczyny tej choroby dalece wykraczają poza proste błędy żywieniowe czy zmniejszenie aktywności fizycznej. Jednak nawet gdyby przyjąć, że na początku były zaniedbania, braki w edukacji, a potem doszło do rozwoju choroby, to nie jesteśmy od oceniania i piętnowania pacjenta, tylko powinniśmy mu pomóc, lecząc.

Część osób nadal odrzuca fakt, że otyłość to choroba, uważając, że zainteresowanie nią to efekt nowego trendu estetycznego i akceptacji swojego ciała.

Postrzeganie choroby otyłościowej jako choroby nie ma nic wspólnego z ruchem body positive. Punkt wyjścia tego ruchu nie jest rozsądny: „Mam akceptować siebie bez względu na to, jak wyglądam, co się ze mną dzieje”. To trochę tak, jakby osoba, u której pojawiają się na skórze zmiany nowotworowe, powiedziała: „OK, muszę zaakceptować nowotwór, nie będę podejmować leczenia”. To byłby taki „cancer posivite”.

Body positive oznaczałoby myślenie: „Nie będę podejmował żadnych działań, akceptuję siebie takim, jakim jestem, z coraz bardziej zrujnowanym zdrowiem, przyjmującego coraz większą liczbę tabletek”. Nie; jeżeli siebie akceptuję, to staram się zadbać o swoje zdrowie. Nie można traktować choroby otyłościowej przez pryzmat kosmetyczny. Tu nie chodzi o wygląd czy zmniejszenie masy ciała. Mówimy o leczeniu poważnej choroby powodującej ponad 200 powikłań. Jeśli mamy ciśnienie tętnicze 180/100, to nie mówimy: „Taki już jestem, taka moja uroda, po co te tabletki”. Tak samo nie chodzi o to, żeby zaakceptować nadmierną masę ciała i powiedzieć: „Taka moja uroda”.

Z jednej strony mamy ruch body positive, z drugiej stygmatyzację…

I jedno, i drugie podejście nie jest dobre. Zawsze powtarzam, że otyłość to choroba, którą najszybciej widzimy, ale najpóźniej diagnozujemy: średnio pięć lat upływa, zanim pacjent usłyszy taką diagnozę od lekarza. Tymczasem wcześniej problem wyglądu rozpoznaje ciocia, wujek, znajomi. I każdy ma setki rad, kompletnie nieprofesjonalnych. Pozornie mają wzmocnić i pomóc, a często dobijają osobę z otyłością, która ciągle się czuje oceniana. Przykre słowa pamięta się przez wiele lat, często przez całe życie.

Jeśli chcemy być zdrowym społeczeństwem, to musimy nauczyć się rozmawiać w odpowiedzialny sposób o otyłości. Bo to jest ciężka, przewlekła choroba, ma wiele konsekwencji, ale można i trzeba leczyć. W ciągu ostatnich dwóch-trzech lat byłem świadkiem zmiany postaw wielu osób, lekarzy, pacjentów, mediów, polityków odpowiedzialnych za system opieki zdrowotnej. To naprawdę budujące.

Komentarzy jest nadal wiele, szczególnie tych anonimowych, w internecie…

Nikt nie pomyśli, pisząc komentarz w sieci, że może to się stać przyczyną tragedii, że samoocena tych osób i tak jest niska. Potrzebują zrozumienia, wsparcia. Niektórzy uważają, że krytyczna opinia, w stylu „Weź się za siebie” zmobilizuje. Jest wręcz przeciwnie, bo te osoby już wiele razy „brały się za siebie”. Wymagają leczenia, pomocy. Powinniśmy stworzyć warunki, by ich leczyć. „Słownik” jest taką cegiełką, która powinna wzbudzić refleksję, pozwolić na lepszą edukację społeczeństwa i poprawić sytuację pacjentów chorych na otyłość. Temu też służyła wydana przez nas Karta Praw Chorego na Otyłość, pokazująca, że jest to choroba jak inne, a pacjent chorujący na otyłość ma takie same prawa jak każdy inny. Może oczekiwać zrozumienia, pomocy, zastosowania najnowocześniejszej wiedzy i metod leczenia.

Czy dziś osoba chorująca na otyłość ma już gdzie się zwrócić o pomoc?

Coraz częściej tak. Jako Polskie Towarzystwo Leczenia Otyłości umieszczamy na swojej stronie adresy ośrodków, kontakty do osób, które przeszły certyfikację leczenia otyłości. Otyłość została uwzględniona w ramach „umiejętności”; wierzę, że niedługo będziemy rozmawiać o specjalizacji i będziemy tę chorobę kompleksowo leczyć. To się opłaca.

Funkcjonuje już program KOS-BAR, wierzę, że już niedługo rozpoczniemy pilotażowo program KOS BMI 30 Plus, który ma stworzyć kompleksową, dwuletnią opiekę nad pacjentem chorującym na otyłość. Chcemy pokazać, jak powinno wyglądać leczenie pacjentów, i udowodnić, jakie korzyści dla pacjenta i oszczędności dla systemu przynoszą takie działania. Są deklaracje polityków, że w przyszłej kadencji Sejmu zostanie powołana stała komisja sejmowa profilaktyki i leczenia otyłości. Tą problematyką są zainteresowani politycy wielu opcji, znał ją minister Niedzielski, również minister Katarzyna Sójka żywo się nią interesowała. Musimy szukać najlepszych rozwiązań, podpatrując świat. Choć nigdzie nie ma idealnych rozwiązań.

Czy sądzi Pan że w Polsce jest szansa, by takie rozwiązania wypracować?

Myślę, że musimy to zrobić i że stać nas jako Polaków na wypracowanie takich rozwiązań.