O pandemii – wyjaśnił – mówimy wtedy, gdy pojawiają się wtórne ogniska epidemii na co najmniej dwóch kontynentach.
Zdaniem specjalisty raczej nie ma co do tego wątpliwości. „Prędzej czy później – podkreślił – doczekamy się ognisk wtórnych, pytanie tylko, jaki będzie ich zasięg, ilu ludzi wydostanie się z Chin i zarazi inne osoby w krajach, do których dotrą. Zanotowano dotąd kilkadziesiąt przypadków zakażeń poza Azją, ale jak na razie, poza Niemcami, nie zakończyły się one wtórnymi zarażeniami”.
Pandemia rozwija się w czterech etapach. Najpierw jest lokalna epidemia o niewielkim zasięgu. Tak było w Chinach, gdzie pierwotne ognisko zakażeń wywołanych przez koronawirusa 2019-nCoV pojawiło się w mieście Wuhan. Stąd patogen ten nazywany jest często wirusem Wuhan, choć nie ma jeszcze oficjalnej nazwy.
„Kolejny etap to epidemia o zasięgu międzynarodowym i taką właśnie sytuację mamy teraz, potem może się rozwinąć etap pierwszy pandemii, czyli ograniczone wtórne ogniska epidemiczne na innym kontynencie, a następnie na kolejnych kontynentach. O pandemii możemy mówić jednak wtedy, gdy powstaną masowe wtórne ogniska epidemiczne na co najmniej dwóch kontynentach” – podkreślił dr Grzesiowski.
W ostatnich 10 latach Światowa Organizacja Zdrowia ogłosiła pięciokrotnie zagrożenie pandemią: w 2009 r. z powodu wirusa grypy H1N1; w 2014 r. – polio; 2014 r. – wirus ebola; 2016 r. – wirus Zika; 2019 r. – ponownie ebola. Tylko raz w tym okresie ogłoszono pandemię świńskiej grypy (wirus H1N1), która wybuchła w 2009 r. i w następnych miesiącach uśmierciła kilkaset tysięcy ludzi na świecie.
Wtórne ogniska zakażeń muszą powstać niezależnie, nie mogą to być jedynie zakażenia zawleczone przez osobę, która z Chin przyleciała do jakiegoś kraju.
„Jedyne wtórne ognisko na świecie poza Chinami jest obecnie w Niemczech, gdzie 13 osób zakaziło się od jednej Chinki. Doszło tam nawet do zakażeń trzeciorzędowych, bo jeden z Niemców zakaził swych bliskich” – wyjaśnił specjalista.
O pandemii wywołanej przez koronawirusa 2019-nCoV nie możemy jeszcze mówić, bo nie ma wtórnych ognisk zakażeń na kilku innych kontynentach. Zdaniem dr Grzesiowskiego wkrótce raczej dojdzie do rozwoju pandemii, bo bardzo trudno jest zapobiec wtórnym ogniskom epidemii.
„Ten przypadek w Niemczech pokazał, że wirus może się wydostać, kiedy nie zastosuje się kwarantanny i osoba zarażona może swobodnie stykać się z innymi” – dodał.
Specjalista zwrócił jednak uwagę, że nie zawsze dochodzi do kolejnych zakażeń. Zdarzało się już, że osoby, które leciały samolotem z chorym pasażerem, nie zaraziły się. Statystycznie, jak wskazywały na to obserwacje w Chinach, jeden chory może zarazić dwie osoby zdrowe, ale okazuje się, że w innych miejscach, poza Chinami, nie zawsze tak jest.
W Chinach wraz z wybuchem epidemii bardzo szybko doszło do wielu zakażeń, ale na szczęście inaczej przebiega to w tych krajach, w których jest dobry monitoring zakażeń i dość wcześnie wyłapuje się osoby zakażone koronawirusem 2019-nCoV. W ten sposób zapobiega się powstawaniu nowych ognisk i ten stan może trwać jeszcze długo.
Taki system prewencji nie ma jednak stuprocentowej szczelności, bo podróżni mogą się przedostać do innych krajów różnymi drogami, zarówno autobusami, jak i pociągami, nie tylko samolotami, bo na lotniskach najłatwiej jest wychwycić osoby zakażone.
„Można zatem podejrzewać – podkreślił dr Grzesiowski – że ten wirus do nas dotrze, najważniejsza jest kwestia, jak szybko zostanie wychwycony pierwszy przypadek zakażenia, jak wiele osób ulegnie zakażeniu. Wiemy, że są osoby zakażone tym patogenem, które słabiej albo mocniej zakażają innych”. (PAP)
Autor: Zbigniew Wojtasiński
Czytaj też:
Najnowszy bilans koronawirusa. 910 osób nie żyje, ponad 40 tys. jest zarażonych