PIMS to wieloukładowy zespół zapalny, występujący u dzieci, które przeszły COVID-19. Może on dawać objawy m. in. ze strony układu nerwowego, ze strony, nerek, a także skórne i śluzówkowe oraz ze strony układu krwionośnego, jak to się stało w przypadku młodego Amerykanina.
„Mamo, myślę, że umrę”
Oliver pierwsze objawy poczuł około 1 stycznia: zaczęły go poleć plecy i dostał gorączki. Wykonany test potwierdził, że dziecko zachorowało na COVID-19. Chłopiec trafił do szpitala w następnym tygodniu, gdy jego mama Aimee – przerażona zmieniającym się kolorem ciała dziecka – go tam zawiozła. Na skutek pęknięcia naczyń krwionośnych jego oczy i dłonie stały się czerwone, a stopy – sinawe. Lekarze nie mieli dla kobiety dobrych wiadomości: poinformowali ją, że nawet w ciągu godziny Oliver może odejść z tego świata.
Sam chłopiec na izbie przyjęć powiedział jej: „Mamo, myślę, że umrę”. Sama Aimee dodaje, że to usłyszenie tych słów było najgorszym, czego w życiu doświadczyła. Oliver trafił na OIOM, a tam zdiagnozowano u niego PIMS – jednostkę chorobową występującą u najmłodszych po przebyciu zakażenia SARS-CoV-2, o której lekarze nadal za dużo nie wiedzą. Choroba przybiera szczególnie groźny przebieg gdy, jak to się stało w przypadku młodego Amerykanina, zaatakuje układ krążenia i spowoduje zapalenie mięśnia sercowego.
Olivera udało się uratować, jest już w domu, jednak czekają go długie miesiące rehabilitacji. Musi też przebywać w jak najbardziej sterylnym środowisku i poczekać na powrót do swojej ulubionej formy aktywności – jazdy konnej. Jego mama upubliczniła historię syna na swoim Facebooku, by uświadomić innym rodzicom, z czym mogą się zmierzyć po COVID-19 u swoich dzieci.
Galeria:
Oliver SchultzCzytaj też:
6 powodów, dla których warto zaszczepić się przeciw COVID-19