Katarzyna Świerczyńska, „Wprost”: Przychodzi pacjent, słyszy diagnozę: depresja. I co dalej?
Prof. Jerzy Samochowiec: Po pierwsze diagnoza depresji wcale nie jest taka prosta! Rozpoznanie wymaga podjęcia wielu działań, odpowiedniego podejścia, czasem wykonania całego szeregu badań diagnostycznych; szczególnie, jeśli pacjent przychodzi po raz pierwszy. My, psychiatrzy, musimy najpierw wykluczyć, że stan, w którym pacjent się znajduje, nie wynika np. z przyczyn somatycznych – chociażby z zaburzeń hormonalnych, czy chorób, które wiążą się z bólem i całego kontekstu czynników, które mogą mieć wpływ na to, że pacjent nie czuje się dobrze, że ma różne objawy, które sugerują depresję. Wskazań jest naprawdę dużo.
Czyli – upraszczając jak się da – tu nie ma jak z grypą: test, diagnoza, lek i załatwione.
Dokładnie, w psychiatrii nie mamy tak dokładnych markerów chorobowych, tak jak chociażby w onkologii czy kardiologii, gdzie przeprowadza się badanie, ocenia temperaturę, ciśnienie, określa parametry krwi i stawia się diagnozę. Oczywiście mamy osiowe objawy depresji, ale nawet jeśli one występują, to zawsze bierzemy pod uwagę wykluczenie tła somatycznego. Mamy też kwestionariusz PHQ-9, używany do oceny depresji.
Konkretne dziewięć pytań, na które odpowiada pacjent, aby sprawdzić, czy może być chory na depresję. Wśród nich pytanie o smutek, czerpanie przyjemności z różnych rzeczy, jakość snu.
Tak, jest to narzędzie skriningu, pomagające wstępnie ocenić kryteria diagnostyczne. Uważam, że istotne jest by PHQ był dostępny dla pacjentów w poczekalni u każdego lekarza rodzinnego.