Największy mit o otyłości: Jemy za dużo, za mało się ruszamy. To nie jest choroba „na własne życzenie”

Największy mit o otyłości: Jemy za dużo, za mało się ruszamy. To nie jest choroba „na własne życzenie”

Dodano: 
Agnieszka Liszkowska-Hała
Agnieszka Liszkowska-Hała Źródło:Archiwum prywatne
Słyszę czasem: „Nie widzę, żebyś jadła za czterech, a jednak masz te dodatkowe kilogramy”. Można wyedukować społeczeństwo, żeby z większym zrozumieniem patrzyło na osoby z otyłością. Jednak osoba, która wie, że choruje na otyłość, musi się z tym zmierzyć. Nie dla kogoś: dla siebie – mówi Agnieszka Liszkowska-Hała, która z otyłością „walczy” od kilkunastu lat. A od trzech lat ją leczy. Bo to jest choroba, a nie kosmetyczny defekt.

Katarzyna Pinkosz, Wprost: Jak w Polsce żyje się osobie, która choruje na otyłość?

Agnieszka Liszkowska-Hała: To zależy od osoby. Ja się nie poddaję. Jak się żyje? Mogłoby być lepiej, jest wiele do zrobienia, jeśli chodzi o postrzeganie osoby chorej na otyłość, uświadomienie, że to jest choroba – zarówno osób, które na tę chorobę cierpią, jak jej bliskich i całe społeczeństwo. Dużo trzeba też zmienić, jeśli chodzi o system pomocy osobom z otyłością. Po pierwsze diagnostyka: trwa średnio 5 lat, a otyłość powinna być diagnozowana od razu, przez lekarza rodzinnego. Jest to choroba z reguły bardzo widoczna.

Jest Pani chora na otyłość? Chora, nie po prostu zmagająca się z nadmiarem kilogramów?

Mam zwiększoną masę ciała i zdiagnozowaną otyłość jako jednostkę chorobową. Jestem cały czas w procesie leczenia i są jego rezultaty. Robię wszystko, żeby to moje doświadczenie przekuło się na coś dobrego dla innych, żeby nikt nie musiał przechodzić przez to, co ja.

Od dawna wie Pani, że choruje na otyłość? A nie, że po prostu trzeba zastosować dietę i więcej się ruszać?

Od ok. 3 lat, choć pierwsze symptomy, że mój organizm nie funkcjonuje tak, jak powinien, pojawiły się kilkanaście lat temu. U każdego ta jednostka chorobowa jest spowodowana innymi czynnikami, u mnie to wynik m.in. zaburzeń hormonalnych (tarczyca, trzustka). Dopóki nie trafiłam do specjalisty chorób metabolicznych, nikt wcześniej nie powiedział mi, że to może być choroba i powinnam wykonać badania. Miałam wahania wagi, waga cały czas rosła, mimo że prowadziłam aktywny tryb życia, zdrowo się odżywiałam. Jestem trenerką fitness, wiem, jak ważna jest aktywność fizyczna i robię to na co dzień. Przełomem okazała się diagnoza, gdy okazało się, że mam zaburzenia hormonalne, metaboliczne, które trzeba leczyć.

Mimo że jadłam mało, zdrowo, byłam aktywna, to waga szła w górę. Dziś jest poprawa, ale nie wyobrażam jej sobie bez leczenia.

Największy mit, jeśli chodzi o otyłość to…

Że masa ciała rośnie tylko dlatego, że jemy za dużo i za mało się ruszamy. Że chorujemy na własne życzenie. Wszyscy mamy w swoim otoczeniu osoby, które jedzą dużo, a są szczupłe. To kwestia metabolizmu. Podobnie proces metaboliczny w organizmie może być zaburzony w drugą stronę, pojawia się np. insulinooporność. Liczba spożywanych kalorii jest ważna, ale ja byłam osobą, która dbała, by zawsze był deficyt kaloryczny, a niewiele to pomagało. Osoby, które chorują na otyłość, często popełniają taki błąd, że odchudzają się, a wtedy metabolizm zwalnia i waga łatwo idzie w górę.

Spotkała się pani z obraźliwymi słowami, hejtem pod swoim adresem?

Nigdy nie miałam otyłości olbrzymiej, może dlatego nie słyszałam obraźliwych słów. Jednak zdarzało mi się usłyszeć, gdy np. przytyłam 20 kg: „Co się z Tobą stało?”, „Zapuściłaś się”.

To boli?

Tak, bo ma się poczucie, że walczy się, a nie przynosi to efektu. A jednocześnie niekoniecznie chce się obcej osobie wszystko tłumaczyć. Wiem, że są osoby, które np. usłyszały w sklepie, że nie ma tu dla nich rozmiaru ubrań, bo są tylko rozmiary „dla normalnych ludzi”.

W restauracji też można usłyszeć coś niemiłego pod swoim adresem…

Staram się jeść zdrowo i raczej spotykałam się z komentarzami osób, które mnie znają: „Nie widzę, żebyś jadła za czterech, a jednak masz te dodatkowe kilogramy”. Generalnie staram się nie jeść słodyczy, często ich odmawiam, co w wielu osobach budzi refleksję, dlaczego tak dużo ważę, skoro nie widzą mnie codziennie z kilkoma pączkami.

Dlaczego tak ważne jest to, żeby lekarz powiedział: „To choroba, choruje Pan/ Pani na otyłość”?

Diagnoza powoduje, że znamy wroga. Terapia będzie składała się z wielu etapów, często jest to kwestia leczenia zaburzeń hormonalnych, zmiany diety, wysiłku fizycznego: jeśli ktoś był mało aktywny, to powinien zacząć ćwiczyć pod okiem fizjoterapeuty, żeby np. nie doznać kontuzji. Ja z kolei często chodziłam na bardzo intensywne treningi, w trakcie których mocno wzrastało mi tętno, co nie jest wskazane przy problemach insulinowych. Wiele rzeczy trzeba zmodyfikować, zarówno jeśli chodzi o ruch, jak sposób odżywiania.

Dlatego bardzo ważne jest, żeby osoba cierpiąca na otyłość poszła do lekarza, a nawet więcej – żeby była pod opieką kompleksowego zespołu specjalistów?

Tak. Panuje przekonanie, że jeśli ktoś boryka się z nadmierną masą ciała, to powinien iść do dietetyka. To błąd, jeśli chodzi o pierwszy krok. Najpierw trzeba iść do lekarza. Zredukowanie kalorii bez leczenia np. zaburzeń hormonalnych może nie dać efektów. Jeśli ktoś faktycznie zaczyna jeść mniej i zdrowiej, a nie widzi efektów po kilku miesiącach, to po prostu stwierdza, że nic już mu nie pomoże. Dlatego tak ważna jest diagnoza i rozpoczęcie leczenia. Znam też osoby, które próbowały na własną rękę różnych diet, udawało im się zredukować masę ciała o 10-15 kg, a potem było 20 kg na plus. Każda nieudana próba odbiera motywację.

Najważniejszy przekaz dla osoby chorującej na otyłość powinien być więc taki, żeby poszła najpierw nie do dietetyka, tylko do lekarza?

Dokładnie: otyłość jest chorobą, którą się leczy a nie odchudza

Gdzie znaleźć lekarza, który tym problemem się zajmie?

Na stronie ootylosci.pl jest dostępna ogólnopolska baza ośrodków leczenia otyłosci, do których warto pójść. To sprawdzone kontakty. Moim marzeniem jest, żeby otyłość była diagnozowana u lekarza pierwszego kontaktu, żeby lekarze zwracali na to uwagę. Czasem ktoś myśli, że po prostu trochę przybrał na wadze. Nie, to jest choroba, która się rozwija, ma wiele powikłań, to m.in. cukrzyca typu 2, nadciśnienie tętnicze, skrócenie życia o kilka lat.

Jak – mimo hejtu – robić swoje? Mona być odpornym na słowa, które dotykają, bolą?

Zawsze powtarzam: „Musisz robić swoje, bo to jest Twoje życie, nikt za Ciebie go nie przeżyje, od Ciebie zależy, jakie ono będzie. Choć droga nie jest łatwa, to nikt jej za Ciebie nie przejdzie, to Tobie musi najbardziej zależeć na tym, by poprawić komfort swojego życia”. Nie do końca patrzyłabym na otoczenie, czy ono mnie wspiera. Oczywiście, bardzo bym chciała, żeby wspierało, ja akurat miałam to szczęście, że otrzymywałam i otrzymuję wsparcie od najbliższych. Nie zawsze jednak tak jest. Wierzę, że można wyedukować społeczeństwo, że było mniej stygmatyzacji, żeby ludzie przynajmniej „łaskawszym okiem”, z większym zrozumieniem zaczęli spoglądać na osoby z otyłością. Jednak osoba, która wie, że jej ten problem dotyczy, musi wiedzieć, że musi zmierzyć się z tym tematem sama. Nie dla kogoś. Dla siebie.

Po swoich doświadczeniach może Pani z czystym sercem powiedzieć, że jest to choroba, z którą można sobie dać radę?

Tak, mimo że nie jest łatwe i jest to długi proces. Nie ma jednak chyba „łatwej” choroby. Leczenie to proces wieloetapowy, jednak każda pozytywna zmiana daje motywację, żeby z tej drogi nie schodzić. Jeśli zostaje wdrożone odpowiednie leczenie, sytuacja powoli się poprawia. Nie jest to jednak utrata masy ciała na poziomie 10 kg w tydzień.

Dlaczego angażuje się Pani w kampanię „Porozmawiajmy szczerze o otyłości”?

Bo bardzo wierzę, że ma sens, ktoś będzie miał łatwiej, może nie usłyszy przykrych słów, a ktoś inny dwa razy zastanowi się, zanim powie, że otyłość to czyjaś wina czy zaniedbanie. Więcej osób dowie się, że nie wystarczy jeść mniej i więcej się ruszać. Wzrośnie społeczna świadomość, że otyłość to choroba, którą można i należy leczyć.

Wiem, ile lat straciłam, żeby znaleźć diagnozę. Chciałabym oszczędzić innym tego czasu, emocji, frustracji. Mam też nadzieję, że swoją postawą kogoś zmotywuję do zmian w swoim życiu. Pisze do mnie wiele kobiet, mówią, że dałam im odwagę – to też mnie utwierdza w tym, że taki głos jest potrzebny w świecie, w którym króluje kult idealnego ciała. Uważam, że trzeba siebie akceptować, kochać siebie, swoje ciało, ale to nie znaczy, żeby nic nie robić. Jeśli chorujemy, to trzeba podjąć leczenie.

Widzi Pani, że ta kampania coś zmienia? Świadomość rośnie?

Wszystkie akcje, kampanie edukacyjne, przynoszą efekty: coraz więcej osób wie, że otyłość jest chorobą, którą się leczy. Cieszę się, że kampania odbija się dużym echem, dostaję dużo maili typu: „Ta historia jest o mnie, dziękuję, że ktoś to powiedział, nazwał, bo już myślałam, że otyłość to tylko moja wina”. Badania pokazały, że świadomość się zwiększa, te działania mają sens. Sama widzę, jak to się zmienia w moim otoczeniu, ludzie coraz więcej wiedzą na tematy otyłości, jest w nich większa empatia, zrozumienie dla osób, które chorują. Mają też większą odwagę zachęcać kogoś bliskiego do rozpoczęcia leczenia

Jednak to nie jest tak, że padnie diagnoza: „otyłość”, dostaniemy leczenie, zmienimy dietę, zaczniemy się ruszać i będzie po problemie?

Nie ma cudownej pigułki. Otyłość to choroba przewlekła, trudny przeciwnik. Leczenie to wieloetapowy proces, trzeba połączyć odpowiednio zbilansowaną dietę, odpowiednio dobrany wysiłek fizyczny, zindywidualizowane leczenie, czasem konieczna jest także psychoterapia.

Jak dużo udało się Pani zredukować masę ciała?

Wolę nie operować kilogramami. Ktoś może powiedzieć, że to mało, dużo, a przecież każdy z nas ma inną budowę ciała, inny skład ciała. Osoba ważąca 70 kg może mieć dużą masę mięśniową, inna z tą samą wagą będzie miała głównie tkankę tłuszczową. Nie chcę mówić, ile ważę, ile ważyłam. Proces leczenia spowodował, że moja waga zaczęła w końcu się redukować. Bo był czas, że mimo dwóch treningów dziennie waga stała jak zaczarowana.

Wiele osób myśli, że gdy wezmą lek, to może od razu skończy się problem. A tu nawet zatrzymanie wagi jest sukcesem...

Tak, to już sukces. W leczeniu otyłości trzeba uzbroić się w cierpliwość. W leczeniu otyłości najważniejsze jest przywrócenie parametrów zdrowia, które nie będą zwiększały ryzyka rozwoju powikłań będących realnym zagrożeniem dla zdrowia chorego.

Po Pani nie widać, że otyłość jest problemem. Jest Pani optymistką, można powiedzieć: osobą z sukcesem…

Widzę, że jest progres, a sama czuję się lepiej, kiedy… jest mnie mniej. Jeszcze dążę do tego momentu, kiedy będę czuła się już ze sobą bardzo dobrze. Mam męża, kochaną córkę, na którą długo czekałam. Wiem, dla kogo to wszystko robię: przede wszystkim dla siebie, ale też dla nich. Oni potrzebują mnie, pełnej energii i uśmiechu. Nie zawsze jest różowo, jednak… Jeśli zrozumiesz, że chodzi o Ciebie i Twoje życie, to podejmiesz rękawicę.

Agnieszka Liszkowska-Hała jest ambasadorką Kampanii Porozmawiajmy Szczerze o Otyłości