Choć tyle się mówi o szkodliwości palenia, wciąż bardzo dużo osób nie rezygnuje z tego nałogu…
Prof. Andrzej Fal: To jest jeden z najgorszych nałogów, jakie ludzkość wymyśliła w swojej historii. Według danych Eurobarometru, papierosy pali 23% populacji w UE, czyli około 109 milionów osób. Jeżeli popatrzymy na statystyki, to rocznie na świecie umiera ponad 8 mln, które palą papierosy. Co gorsze – jest ponad milion takich, które nigdy nie paliły, czyli były w towarzystwie osób palących i to spowodowało, że teraz chorują. To nałóg, z którym nie możemy sobie poradzić, nawet w krajach, gdzie ta świadomość jest wysoka. W całej Unii Europejskiej dużo mówi się o tym, że kreujemy na przyszłość dla nas i dla naszych dzieci środowisko wolne od dymu tytoniowego i brzmi to rewelacyjnie – tylko pytanie, czy to jest realizowalne. Z jednej strony można pokazać kraje takie jak Malezja czy Nowa Zelandia, które wskazały dokładną datę, od której palenie, posiadanie i sprzedawanie papierosów w tych krajach będzie absolutnie niedozwolone, przynajmniej dla osób urodzonych po pewnym okresie to znaczy dla młodzieży, która wchodzi wiek dorosły i teoretycznie mogłaby zacząć kupować papierosy. To jest świetny wzorzec, z którego powinniśmy skorzystać. Tylko, że te kraje do takiego zachowania przygotowywały się bardzo długo.
Jakie są inne strategie walki z tym nałogiem?
Istnieje coś takiego jak czteropiętrowa piramida prewencji. Pierwszym z nich jest profilaktyka pierwotna, czyli edukacja, ale taka, która się zaczyna już w dzieciństwie. Musimy sobie jasno powiedzieć, że w przypadku osób palących edukacja najczęściej jest chybiona i już do nich nie trafia. Wczesna edukacja to moim zdaniem jedyna droga prowadząca do zupełnie bezdymnego otoczenia. Natomiast w przypadku osób, które już zaczęły palić – nieskuteczna. Dla nich mamy kolejne piętra piramidy.
Drugim jest utrudnianie dostępu do kontaktu z nałogiem, czyli wszystkie znane zakazy palenia: w przestrzeni publicznej, w komunikacji miejskiej, na przystankach, w restauracjach i tak dalej. To niewątpliwie ma utrudnić dostęp do palenia i przez to wielu ludzi, jeżeli nie rzuca palenia, to przynajmniej pali mniej.
Trzecim stopniem jest fiskalizm – po to mamy mechanizmy fiskalne, po to mamy podatki, głównie akcyzę, żeby te produkty, które szkodzą zdrowiu jak najbardziej opodatkować, czyli spowodować, że będą drogie, i przez to część ludzi ich nie będzie kupować. No, ale tu się zaczyna problem, bo niektórzy twierdzą, że jeżeli fiskalnie spowodujemy wzrost cen, to wzrośnie przemyt z innych krajów, nielegalna produkcja i szara strefa. Ostatnia ustawa o akcyzie kompletnie nie wykorzystała szansy – gdy Narodowy Instytut Zdrowia Publicznego pokazał, że najtańsze papierosy powodują inicjację palenia u 53 proc. palaczy w Polsce, a te papierosy podrożały może 60 groszy na paczce, to nie ma co mówić o efektach. To tylko sprawi, że młodzież będzie sięgała po te najgorsze i najtańsze papierosy.
A co z osobami, które próbowały już wszystkiego: otrzymali poradę od lekarza, byli u psychologa, dostali konstruktywne wskazówki jak rzucić, przeraża ich cena papierosów, a i tak wracają do palenia?
Tak dochodzimy do czwartego etapu prewencji, która budzi najwięcej emocji, tzw. „redukcji szkód” (ang. harm reduction). Mówimy o redukcji, bo procesu odwrócić już nie możemy – te osoby już są chore, mają POChP, nowotwór lub niewydolność mięśnia sercowego – z dymem tytoniowym powiązanych jest mnóstwo chorób. I te osoby, po kolejnych już próbach zerwania z nałogiem, nie mają już pomysłu co zrobić z tym swoim nałogiem. Wtedy jest czas na harm reduction, czyli zastosowanie produktów, które dają palaczowi substytut palenia, ułudę tego, że dalej pali, a jednocześnie to coś po wielekroć mniej szkodliwe. Pewnie, że to nie jest ideał, bo trzeba sobie to jasno powiedzieć – nie ma zdrowego tytoniu, nie ma zdrowego sposobu palenia. Ideałem jest smog free. Ale jeżeli nie możemy dojść do ideału, to nie znaczy, że mamy nic nie robić.
Polityka harm reduction jest w tej chwili stosowana i wręcz zalecana w wielu krajach. Podczas konferencji zorganizowanej przez Czechów w ramach ich prezydencji w Unii Europejskiej jedną z głównych tez była ochrona społeczeństwa przed konsekwencjami nałogów, przede wszystkim nałogu palenia tytoniu. Specjaliści doszli do wniosku, że na razie nie mamy lepszej propozycji dla uzależnionych, którzy już chorują, a nie są z różnych powodów zainteresowani rzucaniem palenia. Udowodniono, że i od strony ekonomicznej i od strony wspomagania pacjentów chcących coś zmienić w związku z paleniem, trzeba zacząć od edukacji i wychować kolejne pokolenie, ale to potrwa niestety, jak każda interwencja w zdrowiu publicznym. Natomiast na już, na teraz, dla nałogowców mamy harm reduction. I nie możemy się na nią pogniewać, bo to są dziesiątki ludzi, którzy dzięki temu może nie pożyją dużo dłużej, ale przynajmniej komfort ostatnich dni będzie lepszy. Myślę, że to jest tego warte.
A co z zarzutem, że z tych produktów korzystają także młodzi ludzie, którzy niejednokrotnie właśnie w ten sposób zaczynają palenie?
Warunkiem sine qua non jest to, że nad tymi produktami musi być nadzór – nie wiem, może powinny być przepisywane na receptę? To ekstremum oczywiście, ale idea jest taka, żeby nie było szerokiego dostępu i żeby nie było jak z papierosami, do których dostęp mają także dzieci, bo to byłoby bez sensu. Ale jeżeli to będzie dystrybuowane tylko w grupie, o której mówię, to jest to potrzebne. Tylko to wymaga zrozumienia. Mówiłem wcześniej o Nowej Zelandii i Malezji, oni się przygotowywali do tego, co zamierzają wprowadzić, edukowali – ci 14,16-latkowie, którym teraz nie będzie wolno sprzedać, kupić ani posiadać papierosów – oni byli od 14 lat edukowani. Takich pomysłów nie można tak po prostu wdrożyć, społeczeństwo nieprzygotowane nie zrozumie i prawdopodobnie nie zaakceptuje takiego posunięcia. I będzie jak z prohibicją.
A jeśli chodzi o Polskę?
Jesteśmy sygnatariuszem dokumentu WHO „Cele Zrównoważonego Rozwoju na 2030 rok”, gdzie jednym z celów zdrowotnych jest redukcja umieralności powodu przewlekłych chorób infekcyjnych o 30%, wśród nich znajdują się wszystkie choroby odpapierosowe. Niestety w związku z pandemią musimy zrewidować te plany i będzie to raczej 2040-2050 r. I żeby było jasne, mówimy o redukcji o 30% zgonów z powodu palenia, a nie o całkowitym wyeliminowaniu palenia. I nie oszukujmy się, że to jest możliwe za 5 czy 10 lat, bo nie jest, nie przygotowaliśmy się do tego. Tak mogą powiedzieć Szwedzi, którzy relatywnie mało palą – tam jest 7 proc. nałogowych palaczy, a u nas 24 proc. To jest co prawda na poziomie średniej europejskiej, ale nie sądzę, aby dało się przekonać większość z tych 24 proc., żeby w ciągu 20 lat przestali palić. Bo to nie są dzieci, które wyedukujemy, ale dorośli palący od 20 lat, tu już nie edukacja, ale inne mechanizmy są konieczne.
A co z terapią zastępczą – mamy przecież produkty, które można proponować palaczom, żeby ułatwić im rozstanie z tym nałogiem?
Terapia zastępcza jest bardzo ważnym elementem pomagania rzucania palenia. Jak mówiłem harm reduction proponujemy tym, którzy przeszli całą wcześniejszą ścieżkę – czyli prostą poradę lekarską, wizytę u psychologa, leki nikotynozastępcze (NTZ). Są leki, które świetnie wspomagają leczenie tego nałogu i jak wynika ze statystyk, dzięki nim 20 procent ludzi rzuca palenie. Ale zawsze będziemy mieli grupę, która powie, że mimo wszystko nie da rady rzucić. I co, mamy się na nich obrazić? Im też trzeba jakoś pomóc.
Czytaj też:
Prof. Wyleżoł: W niektórych nowotworach otyłość groźniejsza niż papierosyCzytaj też:
Jak palenie wpływa na kobiece hormony? Wyniki tych badań szokują