„Diagnoza obciążona ogromną stygmatyzacją”. Seksuolog Michał Sawicki mówi o problemach osób z HIV

„Diagnoza obciążona ogromną stygmatyzacją”. Seksuolog Michał Sawicki mówi o problemach osób z HIV

Dodano: 
Milczenie
Milczenie Źródło: Pexels / Kat Jayne
HIV nadal stanowi problem – jak podaje Światowa Organizacja Zdrowia, pod koniec 2018 roku zakażonych na całym świecie było 37,9 mln osób, a nawet 8,1 mln nie wiedziało o zakażeniu. Jednak nie jest to wyłącznie kwestia wirusa. W grę wchodzą nierzadko także uzależnienia i problemy psychiczne – wszak osoby z HIV/AIDS wciąż spotykają się ze stygmatyzacją. Z pomocą przychodzą psychologowie i terapeuci, tacy jak Michał Sawicki, który na łamach Wprost Zdrowie podzielił się swoją wiedzą o tym, co – poza wirusem – dotyka zakażonych HIV.

Katarzyna Mieczkowska: Jaki procent osób z HIV cierpi na depresję?

Michał Sawicki, psychoseksuolog, psychoterapeuta: Należy zacząć od tego, że z HIV da się żyć. Obecny poziom terapii antyretrowirusowej, czyli leczenia farmakologicznego, jest w stanie zapewnić wysokiej jakości funkcjonowanie pacjentów. Poziom wirusa jest wtedy niemal niewykrywalny. Nie da się odróżnić po wyglądzie osoby żyjącej z HIV od niezakażonej. Przechodząc do tematu depresji. Wyobraźmy sobie moment, w którym dowiadujemy się o swojej infekcji. Oczywiście nie jest on łatwy. Przede wszystkim dlatego, że ta diagnoza jest ciągle obciążona ogromną stygmatyzacją. Całkiem niedawno jeszcze uważano, że dotyczy ona głównie osób świadczących usługi seksualne, zażywających narkotyki i mężczyzn homoseksualnych. Dzisiaj wiemy, że HIV nie wybiera. Może dotknąć każdego i każdą z nas. Szacuje się, że grupą narażoną są na przykład seniorzy, którzy uprawiając seks nie martwią się o ewentualną ciąże i zapominają o prezerwatywach.

Samopoczucie pacjentów zależy od wielu zmiennych. Wyróżnić należy poziom wsparcia najbliższych, wiedzy na temat infekcji przenoszonych drogą płciową, poczucia własnej wartości, motywacji do leczenia. Odwołując się do badań profesora Zbigniewa Izdebskiego opublikowanych w pozycji „Seksualność Polaków” respondenci wśród najczęstszych problemów zaliczali trudności w znalezieniu partnera, brak satysfakcji z życia seksualnego, negatywną ocenę społeczną i depresję. Z powodu tego, że ogromna liczba ludzi nie wie o swoim zakażeniu nie łatwo podać konkretne dane liczbowe. Niektóre amerykańskie publikacje szacują, że ok 20% osób żyjących z HIV doświadczyło epizodu depresji. Nie wiadomo jednak, jak duży wpływ na ten stan psychiczny miało samo zakażenie a na ile inne niewspomniane w badaniach zmienne.

KM: Jak wygląda terapia?

MS: Odnośnie terapii najważniejsza jest farmakoterapia. Bycie pod opieką lekarza chorób zakaźnych wpływa korzystnie nie tylko na utrzymanie dobrego stanu fizycznego ale również działa kojąco na psychikę. W przypadku osób, które dodatkowo trafiają do gabinetu psychoterapeutycznego wsparcie jest zawsze kwestią indywidualną. Oceniając stan psychiczny pacjenta patrzymy wielowymiarowo. Stan ogólnomedyczny, czyli choroby, urazy, niepełnosprawności, jest tylko jednym z aspektów mających wpływ na poziom terapii. Ważne jest, by omówić – jaki na życie danej osoby zmienił fakt zakażenia. Ustalenie indywidualnego celu terapii jest podstawowym kluczem do zrozumienia problemu i umożliwia profesjonalne wsparcie.

KM: Co jest największym problemem w trakcie terapii – zarówno dla terapeuty, jak i pacjenta?

MS: Jak zwykle w terapii musimy odnieść się do osobniczych kwestii. To o co powinien zadbać terapeuta to według mnie przede wszystkim okiełznanie swoich ewentualnych stereotypów dotyczących seksualności. Każdy z nas ma jakieś przekonania dotyczące sfery intymnej. Jako specjaliści musimy nad nimi pracować. Ważne jest także bieżące uzupełnianie wiedzy z zakresu infekcji przenoszonych drogą płciową oraz superwizowanie swojej pracy. Pacjenci często wybierają terapeutów z dodatkowym wykształceniem seksuologicznym. Jest to niewątpliwie atut, który może ułatwić rozmowę na temat seksu. Do większości zakażeń w Polsce dochodzi bowiem poprzez kontakt intymny. Po stronie pacjenta z kolei największą trudnością jest lęk przed oceną i konfrontacją z problemem lub brak motywacji do terapii.

KM: Czy wśród osób z HIV częste są uzależnienia od używek?

MS: Podobnie jak w całej populacji, tak w grupie osób żyjących z HIV spotykamy pacjentów, którzy w różny, stopniu używają substancji psychoaktywnych. Nie muszę chyba wspominać o alkoholu, chociaż ten depresant jest często pomijany w dyskusji publicznej. Świadczy to o szeroko zakrojonej zgodzie społecznej na spożywanie napojów procentowych. Pamiętajmy, że alkohol podobnie jak inne substancje może zmieniać nasze zachowanie, pozbawiać nas blokad i w konsekwencji doprowadzić do ryzykownych zachowań seksualnych, na które nie zdecydowalibyśmy się na trzeźwo. Mówiąc natomiast o narkotykach warto wspomnieć o coraz częstszym zjawisku jakim jest „chemsex”. Polega ono na łączenia seksu z zażywaniem substancji takich jak mefedron, kokaina, substancje powodujące rozluźnienie typu GHB, GBL. Tego typu praktyki wyjątkowo narażają uczestników na zakażenie infekcjami bakteryjnymi i wirusowymi. Pacjenci opowiadają, że bywało tak, że nie pamiętają, czy seks po narkotykach był w prezerwatywie, czy bez. Zdarza się, że tracą przytomność albo „dają się ponieść chwili”. Na szczęcie coraz więcej organizacji pozarządowych i prywatnych gabinetów specjalizuje się w pomocy pacjentom, którzy mają problem z kompilacją doznań typu „chemsex”.

KM: Czy występuje uzależnienie od seksu, ewentualnie pornografii?

MS: Musimy zacząć od tego, że samo pojęcie uzależnienia od seksu jest dość niejasne. Specjaliści podchodzą do niego w różny sposób z powodu braku jednoznacznego określenia tego problemu w klasyfikacji chorób. Dodatkowo nie znamy dokładnie podłoża tych zaburzeń. Mówimy tutaj o zaburzeniach takich jak kompulsywne oglądanie pornografii, nadmierna masturbacja, ryzykowny seks czy częsta zmiana partnerów/partnerek seksualnych. I tu pojawia się kolejny problem. Co znaczy określenie „nadmierny”. Na ten temat moglibyśmy przeprowadzić kolejną rozmowę. Jest to bowiem stwierdzenie, które pojawia się najczęściej w moim gabinecie, kiedy pacjenci przedstawiają pomysł na własną diagnozę. Ponad połowa tego typu stwierdzeń jest na szczęście mocno przesadzona. Dla porównania przyjrzyjmy się przykładom dwóch mężczyzn. Obaj przychodzą do gabinetu z teorią, że są seksoholikami. W obu przypadkach te wstępne rozpoznania postawiły im partnerki. Pierwszy z nich potrafi masturbować się przed komputerem nawet 10 godzin z rzędu. Powtarza takie zachowania średnio 3-4 razy w tygodniu. Nie ma ochoty na seks z partnerką. Co więcej, często jest zmęczony i zdenerwowany w ciągu dnia. Drugi dla odmiany jest stabilny emocjonalnie. Ma udane życie seksualne z żoną. Ogląda pornografię sporadycznie, głownie kiedy nie ma jej w domu. Mam nadzieję, że widoczne jest dla wszystkich, że prawdziwy problem ma pan z numerem jeden. W temacie seksualności często nasze przekonania na temat tego, co jest dobre, nie pokrywają się z normami medycznymi. Podsumowując nie każda masturbacja, oglądanie pornografii a nawet zdrada jest objawem seksoholizmu.

KM: Nasuwa się tutaj pytanie, co jest zdrowe a co zdrowym nie jest?

MS: Najogólniej rzecz ujmując, liczy się emocjonalny komfort swój i partnera/partnerki. Mamy także określone przez Światową Organizacje Zdrowia normy. Co kilkanaście lat są one aktualizowane – biorąc pod uwagę nowe badania i zmienne kulturowe.

Uzależnienie z kolei, bez względu na to jakiego zachowania dotyczy, ma destrukcyjny wpływ na życie. Pozbawia nas kontroli, wywołuje nieprzyjemne emocje i przeszkadza w wykonywaniu codziennych obowiązków. Między innymi te zmienne są znaczące przy procesie diagnozy.

Ważna informacją jest także fakt, że różnicujemy to zaburzenie z nadmiernym popędem seksualnym. Nadmierny popęd seksualny często może dotyczyć osób młodych lub być objawem innych zaburzeń. Do dokładnego zróżnicowania potrzebny jest dokładny wywiad lekarski i niekiedy przeprowadzenie badań. W sytuacji, kiedy czujemy, że coś jest nie tak – najlepiej zgłosić się do seksuologa. Zostawmy diagnozowanie specjalistom.

KM: Jaki procent zakażonych poddawanych terapii to osoby homoseksualne?

MS: Przy odpowiadaniu na to pytanie zawsze biorę głęboki oddech. Robię to nie z powodu trudności tego zagadnienia, ale z potrzeby bycia dobrze zrozumianym. Rzeczywiście punkty diagnostyczno-konsultacyjne (PKD), w których można zrobić anonimowy i darmowy test w kierunku HIV, podają informacje o wysokim wskaźniku zakażenia u mężczyzn mających seks z mężczyznami (MSM). Ta grupa to nie tylko mężczyźni homoseksualni. Seks uprawiamy przecież z różnych powodów. Przechodząc jednak do najważniejszej części, mianowicie jak interpretować dane z PKD? MSM stanowią sporą cześć pacjentów z wynikiem pozytywnym (potwierdzającym wirusa) dlatego, że cześciej się testują. Wpływ na to ma niewątpliwie ich poziom wiedzy na temat infekcji przenoszonych drogą płciową, spora liczba kampanii prowadzonych przez edukatorów seksualnych w środowiskach homoseksualnych oraz niestety ciągły stygmat społeczny. Dla pacjentów homoseksualnych wykonanie testu na HIV jest czymś naturalnym. Pacjenci heteroseksualni natomiast bywają niekiedy szczerze zdziwieni, kiedy informuję ich o takiej potrzebie.

KM: Co w przypadku pacjentów homoseksualnych jest najbardziej problematyczne?

MS: W przypadku pacjentów homoseksualnych, którzy są osobami żyjącymi z HIV najtrudniejsze wydaje się być mierzenie się z podwójną dyskryminacją. Raz z powodu tożsamości seksualnej, dwa z powodu infekcji. Jak więc sobie z tym radzą? Pomaga im niewątpliwie edukacja seksualna i wspomniany wcześniej wysoki poziom wiedzy. Znają ryzyko. Testują się. Kolejnym wzmocnieniem jest ich gotowość do uzyskania pomocy. Szczególnie widoczne jest to w większych miastach. Osoby, które nie radzą sobie z tym obciążeniem niestety często nawet nie zgłaszają się do psychoterapeutów. Ważnym elementem jest fakt, że HIV rzeczywiście można ukryć. Nie mamy obowiązku nikogo informować o zakażeniu. Wyjątek ustanowiony prawem stanowi każdy partner seksualny.

KM: Jak na co dzień można wspierać osoby z HIV wbrew powszechnej stygmatyzacji?

MS: Dziękuję za to pytanie. Dla mnie obszar profilaktyki zdrowia jest jednym z tych, w rozwój którego powinniśmy sporo inwestować. Mówię tutaj nie tylko o inwestowaniu środków finansowych, ale także naszego zaangażowania i energii. Wywodzę się ze środowiska psychoedukatorów, którzy tworzyli i realizowali programy profilaktyczne dotyczące bezpieczniejszych zachowań seksualnych. Działania te polegają na tworzeniu kampanii społecznych, wychodzeniu do ludzi w miejsca ich spotkań (kluby, bary) i udostępnianiu możliwości do zdobycia rzetelnej wiedzy z zakresu profilaktyki HIV/AIDS. Wyników tej pracy nie da się przedstawić na wykresach liczbowych. Jednak każdy kontakt z potencjalnym pacjentem jest w stanie uchronić go przed koniecznością przeżywania stresu związanego z zakażeniem i koniecznością późniejszego przyjmowania leków. To co każdy i każda z nas może robić, to jak najwięcej o tym mówić. Upowszechniać wiedzę i oswajać stereotypy. To, co podkreślamy – coraz większa liczba specjalistów z zakresu seksuologii i epidemiologii – to profilaktyka pozostałych infekcji przenoszonych drogą płciową. Całkowicie się z tym zgadzam. Pamietajmy, ze możemy zarazić się także kiłą, wirusem zapalenia wątroby, HPV czy rzeżączką. Moim celem nie jest w tym miejscu straszenie nikogo. Wręcz przeciwnie. Mówimy o tym, żeby zminimalizować lęk, przyzwyczaić się do testowania w kierunku powyższych infekcji i korzystania z życia seksualnego w zdrowszy sposób.

Michał Sawicki – psychoseksuolog, psychoterapeuta, członek Polskiego Towarzystwa Terapii Poznawczej i Behawioralnej. Realizował projekty edukacyjne dla Instytutu Praw Pacjenta, Krajowego Centrum ds. AIDS oraz Ministerstwa Zdrowia.

Czytaj też:
Koronawirus, HIV i polskie szpitalnictwo – co warto wiedzieć? Związki i podobieństwa wyjaśnił dr Bartosz Szetela
Czytaj też:
„Bardzo ważne jest wsparcie bliskich osób”. O leczeniu schizofrenii opowiedziała dr Magdalena Więdłocha
Czytaj też:
Lecz się i żyj pełnią życia. W Światowy Dzień AIDS rozmawiałam o HIV z Tomkiem Siarą