Wprost: Jako psychiatra: jaką postawiłby Pan diagnozę stanu psychiki Polaków po prawie półtora roku trwania epidemii?
Dr Sławomir Murawiec: Epidemia różnie na nas wpłynęła: niektórzy przechorowali COVID-19, mają różne następstwa w sferze psychicznej. Są osoby, które nie chorowały, ale bardzo się obawiały i czują się wyczerpane stresem. Niektórzy potrafią racjonalizować tę sytuację, a są też tacy, którzy wręcz jej zaprzeczają. COVID-19 bardzo podzielił społeczeństwo, jeszcze bardziej je zróżnicował. Zakres indywidualnych postaw rozciąga się pomiędzy „przerażeniem” a „zaprzeczeniem”.
Dane pokazują jednak, że o 30 proc. wzrosła liczba zaburzeń depresyjnych, lękowych.
To dramatyczny wzrost. Są badania pokazujące, że w Polsce 54 proc. osób uprzednio leczonych z powodu zaburzeń psychicznych doznało pogorszenia stanu psychicznego w trakcie epidemii. Z drugiej strony można jednak powiedzieć, że 46 proc. nie doznało pogorszenia. A są też osoby, których stan się poprawił! Niektórzy moi pacjenci z fobią społeczną mówią wręcz, że pandemia uratowała im życie. Jednak dla większości z nas była i jest stresem. Także dla tych, którzy już ponad rok obawiają się, że ich interesy padają, nie utrzymają rodziny.
Jesteśmy w szczególnej sytuacji: lato, spadek zachorowań, oddychamy z ulgą, jednak z tyłu głowy pojawia się lęk przed czwartą falą. Jak wykorzystać lato dla odbudowania psychiki? Bo wiele osób, nawet jeśli nie wpadło w depresję, to jest na granicy wytrzymałości psychicznej.
Warto zadbać o odbudowę kontaktów społecznych. Druga rzecz to odbudowa układu immunologicznego, odporności fizycznej i psychicznej. Trzecia to zyskanie pewnej odmiennej perspektywy. Pandemia wymaga od nas czujności i skoncentrowania na bieżących sprawach, na „tu i teraz”, funkcjonowania w ciągłym napięciu psychicznym, w „covidreality”.
Przeniesienie się w inne obszary przeżywania, zabawy, ale też kreatywności i odkrywania nowych rzeczy może mieć bardzo odprężający i jednocześnie uwalniający umysł wpływ. Jednym ze sposobów może być właśnie kontakt z naturą.
Czytaj też:
Psychika w koronakryzysie: Mamy nowe rodzaje zaburzeń
Iść do lasu, parku? To nie jest banalne?
Gdy zaczęła się pandemia, wiele osób „ruszyło” do parku, lasu. To była spontaniczna, nieuświadomiona reakcja szukania pomocy przez kontakt z naturą. Dr Katarzyna Simonienko, psychiatra, wykorzystująca w terapii „kąpiele leśne”, mówi wprost, że las wszechstronnie dba o swoich mieszkańców, a także o ludzi, którzy w nim przebywają. Zmniejsza się ilość wydzielanych hormonów stresu, poprawia swoją pracę układ odpornościowy, pojawia się większa koncentracja uwagi. Na co dzień jesteśmy przeładowani informacjami. Dzięki temu, że „uwolnimy” uwagę, możemy pomyśleć perspektywicznie, nie tylko kategoriami „tu i teraz”, ale też: „co dalej?” „co o tym mogę pomyśleć?”.
To wyjście w inny świat pozwala nie tylko odpocząć, ale też wzmocnić odporność, zmniejszyć poziom stresu, poprawić myślenie, zwłaszcza perspektywiczne i uwolnione od bieżących obciążeń.
Dr Simonienko poleca „kąpiele leśne”, a Pan – obserwacje ptaków. Niedawno wraz z prof. Piotrem Tryjanowskim wydał Pan książkę „Ornitologia terapeutyczna”. Co daje obserwacja ptaków?
Wprowadza w dość specyficzny stan: z jednej strony koncentracji uwagi, a z drugiej – swobodnego błądzenia myśli. Gdy zobaczy się ciekawy okaz ptaka, pojawia się radość, a na poziomie biologicznym dochodzi do wyrzutów neuroprzekaźników, które są związane z odczuwaniem przyjemności i satysfakcji. Jednocześnie ćwiczymy funkcje poznawcze: pamięć, koncentrację uwagi, gdyż trzeba np. porównywać obrazy z atlasów lub zdjęć z ptakiem na żywo, który jest w ruchu, w różnym oświetleniu, czasami tylko nam mignie. A czasami usłyszymy tylko jego śpiew. To dobre ćwiczenie, zwłaszcza dla osób, które mają coś analizować na podstawie danych.
Podobnie jak lekarz na podstawie objawów rozpoznaje chorobę, tu na podstawie różnych sygnałów rozpoznaje się, jaki to gatunek ptaka.
To prawda, że obserwacja ptaków powoduje taki sam pozytywny stan mózgu, jak gdybyśmy dostali podwyżkę?
Są badania, które pokazują, że jeśli w naszym otoczeniu jest więcej ptaków, większa bioróżnorodność gatunków, to faktycznie dla naszego poczucia dobrostanu psychicznego jest to porównywalny efekt do tego, jakbyśmy więcej zarabiali. Co więcej, gdy widzimy nowy, ciekawy gatunek ptaka, i mamy z tego powodu radość, buduje to przyjemne wspomnienia, do których można wracać. Dzięki temu pamiętamy nie tylko te trudne, stresujące okoliczności (np. z czasu pandemii), ale też przyjemne chwile. W naszym wnętrzu w obszarze wspomnień zagnieżdża się coś otoczonego przyjemnymi emocjami.
Obserwując ptaki czy idąc do lasu, nie rozwiążemy jednak naszych codziennych problemów, lęków przed COVID, depresji. W takim razie: czy warto?
Możemy funkcjonować na zasadzie odpowiadania na stresy, które niesie życie. Co pewien czas potrzebne i adaptacyjne jest jednak oderwanie się od tych problemów. Umysł uwolniony z bieżącego stresu przechodzi w inny tryb funkcjonowania, gdzie włączają się wyższe mechanizmy korowe i nagle pojawiają się rozwiązania problemów wyszukiwane w poszerzonym polu widzenia.
Warto znaleźć miejsce, które pozwoli spojrzeć na naszą sytuację z szerszej perspektywy.
Z jednej strony zredukuje stres, a z drugiej może pomóc wymyśleć, co robić. Ptasią analogią powiedziałbym: „spojrzeć na nasze życie z lotu ptaka”. Gdy jesteśmy na dole, reagujemy na bieżące problemy, realizujemy kolejne zadania. Nie mamy pozycji z lotu ptaka. Ona może pozwolić inaczej spojrzeć na to, co robimy.
Niektórzy lubią latem jechać w głuchą ciszę, ale inni wolą kurort czy dyskotekę w Międzyzdrojach, gdzie odreagują stres.
Odreagowują: to prawda. Odreagowanie zmniejsza napięcie, rozładowuje stres. Jednak człowiekowi po dyskotece raczej nie przyjdzie do głowy sposób rozwiązania jego życiowych problemów, choć może to rozładować trudne emocje. Bieganie, boks, dyskoteka: to sposoby odreagowania. Widziałem młodych ludzi spływających Rospudą, z włączonym na cały regulator radioodbiornikiem. To może być sposób odreagowania, jednak nie jest to sposób na kontakt z samym sobą. Jeśli znajdziemy trochę przestrzeni, nasz mózg uwolni się od bieżących rzeczy, będzie szukał rozwiązań naszych problemów, ale w szerszej perspektywie, z wykorzystaniem szerszej palety myśli i skojarzeń.
Czyli lepsza przyroda niż zwiedzanie?
Równie dobre. Zależy, co dla kogo jest sposobem włączenia nowych przeżyć, odświeżenia emocji i kontaktowania się z własnymi zasobami. Zwiedzanie tak, morze: tak, spływ Rospudą: tak, ale bez radioodbiornika czy laptopa, w którym na bieżąco będziemy odpowiadali na maile z pracy.
A wrzucanie zdjęć na FB czy Instagrama?
Od czasu do czasu można wrzucić zdjęcie, ważne, by nie być cały czas pochłoniętym myślą ile ma się lajków. I nie zajmować całej przestrzeni psychicznej zdenerwowaniem, jeśli jest ich za mało.
Czytaj też:
Uwaga! Epidemia nowej choroby odciska ślad w psychice
Komu poleciłby pan obserwowanie ptaków?
Na pewno osobom, które muszą analizować, porównywać, zbierać dane, wyciągać z nich wnioski. I dzieciom, żeby rozpoznawały obiekty naturalne, a nie tylko sztuczne, które są w komputerach. Obserwowanie ptaków nie jest trudne. Przed wyjazdem można poszukać ich zdjęć w Internecie (np. wpisując w wyszukiwarkę „ptaki jezior”), kupić atlas. Ptaki trzymają się pewnych środowisk.
Zwykle mówiło się, że kontakt z naturą działa korzystnie, jednak teraz po raz pierwszy zostało to ujęte naukowo. Napisał pan książkę, pojawił się ten temat na zjeździe Polskiego Towarzystwa Psychiatrycznego.
Od dawna było wiadomo, że kontakt z naturą jest korzystny dla psychiki, jednak czas okołopandemiczny jeszcze to uwypuklił. Trwa poszukiwanie nowych metod interwencji terapeutycznych, poprawiających samopoczucie dużych grup osób. Jak widać, w Polsce wpisujemy się światowy nurt badań nad tymi zagadnieniami, rozwijając kierunek „kąpieli leśnych” oraz oddziaływań ptaków. W ten sposób indywidulane hobby zamieniają się w dbałość o zdrowie psychiczne.
Gdyby miał pan polecić wyjazd na wakacje osobie zmęczonej, zestresowanej, to gdzie?
Tam, gdzie ilość bodźców jest zdecydowanie mniejsza: czyli bez narzucających się reklam, szumu samochodów, hałasu i migających neonów.
Kajaki, łódka, ptaki, las, zwiedzanie: wszystko to powoduje, że wychodzimy z codziennej rutyny. Dzięki temu nasz mózg zaczyna inaczej myśleć, do głowy przychodzą nam myśli, które nigdy by się nie pojawiły.
Ważne jest uwolnienie się od myślenia sprzed okresu „podboju przyrody”. Zazwyczaj wychodziłem do lasu z osobami, które lubią środowisko naturalne, ale niedawno w wyciecze dla psychiatrów znalazł się kolega z innym podejściem do natury. Kiedy większość osób w niej uczestniczących zachwycała się otaczającą przyrodą, kolega, mówił: „O, kormoran; zjada 2 kg ryb, to szkodnik”.
Jeśli będziemy myśleć kategoriami, że wilk jest wrogiem, kormoran lub czapla szkodnikiem, a rośliny to chwasty, to przyroda nas nie zachwyci.
Większość kolegów i koleżanek psychiatrów była jednak zachwycona wycieczką?
Tak, niektórzy pierwszy raz wiedzieli tyle gatunków ptaków, w tym liczne orły bieliki. Oderwanie się od codzienności, a potem powrót do niej sprawia, że jesteśmy bardziej efektywni, zaś mózg zaczyna pracować bardziej kreatywnie. Poza tym śpiew ptaków jest sygnałem bezpieczeństwa, uwarunkowanym ewolucyjnie, i dlatego nas rozpręża. Kiedyś śpiew ptaków oznaczał, że środowisko jest bezpieczne, nie ma stresu, zagrożenia. Przekłada się to na pracę mózgu, organów wewnętrznych: serce zwalnia, ciśnienie obniża się, poziom hormonów stresu jest mniejszy.
Dr n. med. Sławomir Murawiec jest specjalistą psychiatrii i psychoterapeutą, współautorem wraz z prof. P. Tryjanowskim książki „Ornitologia terapeutyczna” oraz prac badawczych poświęconych wpływowi kontaktu z naturą na zdrowie psychiczne medyków w czasie pandemii COVID-19.
Archiwalne wydania tygodnika Wprost dostępne są w specjalnej ofercie WPROST PREMIUM oraz we wszystkich e-kioskach i w aplikacjach mobilnych App Store i Google Play.